piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział IV Elita


    Była połowa września. Wiatr za oknami szumiał delikatnie, dając orzeźwienie w tą duszną noc. Jak na Anglię i początki jesieni, pogoda zaskakiwała. Od tygodnia utrzymywała się na wysokości dwudziestu trzech kresek na plusie. 
    Dziewczyna siedziała na zakurzonym biurku w starym gabinecie wicedyrektorki, od niedawna miejscu ich regularnych spotkań. W ręce trzymała plik czarno-białych, ruchomych zdjęć.
-Patrz Skay, co znalazłam! - zawołała wyciągając dłoń w stronę chłopaka. Nie umiała powstrzymać śmiechu. Brunet rzucił okiem na znalezisko i po chwili dołączył do koleżanki, duszącej się z radości. 
-Z Mcgonnagal był niezła laska - wykrztusił, albowiem trzymał wizerunki młodych profesorów.
-Spójrz na Alcatro, jejku, jaki był uroczy - zachwyciła się Zoey. 
-Mam pomysł - zaczął Ślizgon - Po co zatrzymywać to dla siebie? Stwórzmy gazetkę z tymi fotografiami.
-Genialne! I nazwijmy ją "Oni też byli młodzi". A z racji tego, że chcę zobaczyć reakcję nauczycieli, niech będzie wisieć w widocznym miejscu. W razie czego  zaczaruję ją tak, żeby dla nich były to tylko informacje o naborze do drużyn quiddicha. W końcu za niedługo zaczyna się sezon. Pierwszy mecz to Gryffindor versus Slytherin. Nasza drużyna was rozniesie! 
-Chyba raczej na odwrót! Od lat nie mieliśmy tak silnego składu. 
-Jasne, jasne. Ale skończmy się droczyć, zajmijmy się gazetką, jeśli chcemy, żeby na jutro była gotowa.


                                ***                                  

    Choć skończyli późno, była bardzo zadowolona z ich wspólnego projektu. Gdy wróciła do dormitorium, Rose już szykowała się do snu, po powrocie z treningu. 
Zoey poczuła wyrzuty sumienia, że wypominała przyjaciółce późne powroty, skoro sama nie była lepsza. Ale Ruda nie zwróciła uwagi na próby przeprosin, więc zrezygnowała również ze wskazania karteczki, od dłuższego czasu wystającej spod jej szafki nocnej. Na niej stała ramka ze zdjęciem całego roześmianego kuzynostwa Potter - Weasley z Longbottomem i Mariną, przyjaciółką Rosie z dzieciństwa. Brunetka czasem zazdrościła dziewczynie wielkiej rodziny. Sama nie miała rodzeństwa i tylko jednego kuzyna. 
Co do Mariny: blondynka uczyła się na ich roku. Była Ślizgonką z krwi i kości. Sarkazm to jej drugie imię. Mimo wszystko, dla sprawdzonych, zaufanych osób mogła skoczyć w ogień. Garcia do nich nie należała. Nie przepadały za sobą i tylko ze względu na wspólnych znajomych tolerowały. 
    Dziś rano obudziła się z ogromnymi worami pod oczami. Przeciągnęła się, strzelając przy tym kręgami szyjnymi. Zaobserwowała na twarzy Weasley zniesmaczenie. Ona nigdy nie lubiła tego dźwięku, źle jej się kojarzył. Kiedyś złamała bark, spadając z miotły. Ale Weasleyowie znani byli z upartości i teraz dziewczyna piastowała stanowisko szukającej w drużynie Lwa. 
Intensywne burczenie w brzuchu wyrwało ją z zamyślenia. 
-Czekam na dole - rzuciła sucho przyjaciółka. Mimo tego, że ostatnimi czasy ciągle się kłóciły, nadal chodziły razem na posiłki. By tradycji stało się zadość, ruszyła do łazienki w celu doprowadzenia się do porządku.


                               ***                                         


    -Stary, wpadłeś po uszy - usłyszał, gdy przekroczył próg dormitorium. 
Chciał wrócić niezauważony, ale jak wiadomo: nadzieja matką głupich. 
Xavier siedział na łóżku, a między dwoma palcami trzymał niedopałek. 
-O czym ty mówisz? - Nott starał się grać na zwłokę. Nie lubił tego drażliwego tematu. 
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Mówię o twoich nocnych schadzkach z Garcią. Gdyby była jakaś impreza, albo co gorsza, zabiliby kogoś, pewnie byś o tym nie wiedział. 
-Mam tylko prośbę, nie praw mi morałów jak Malfoy o czystości krwi. Te czasy dawno się skończyły - mruknął zirytowany. 
-A czy ja mówię, że mam coś przeciwko Zoey? Chciałem tylko powiedzieć, że masz moje błogosławieństwo. Ustatkowałeś się najszybciej z naszej trójki. Czekam na nagłówki Czarownicy: "Wielki cassanova Hogwartu usidlony!" To już jedna trzecia, ciekawe kiedy przyjdzie czas na ostatnie dwie trzecie - Zabini był najbardziej gatadliwy z ich świętej trójki, co niewątpliwie odziedziczył po ojcu. Najpewniej tym zdobywał sympatię dziewczyn, a później i ich serca - Wiesz, zawsze wyobrażałem sobie ciebie z Mariną. Mój taniec na waszym ślubie i to jak zabawiam małe, blond Nottciątka... - fantazjował - I kiedy...
-Ejej, zapędziłeś się, wujku Zabini. Po pierwsze nie usidlony. To nic oficjalnego. Po drugie Mari jest dla mnie jak siostra. Nie wyobrażam sobie całować się z nią, nie mówiąc już o weselu. 
-To nie moja wina, że mam taką wyobraźnię. Idę spać, dobranoc - chłopak zgasił papierosa w popielniczce i położył się.
-Dobranoc - odpowiedział, śmiejąc się ze słów przyjaciela.
  
                               ***                           


    -Chodź, zobaczymy reakcję - poczuła szarpnięcie. Zdążyła tylko posłać zielonookiej przepraszające spojrzenie, po czym zniknęła za filarem.
Rose, która zobaczyła zdjęcia jako pierwsza, uśmiechnęła się do siebie. Od razu domyśliła się czyja to sprawka. Za nią w stronę Wielkiej Sali zmierzała Mcgonnagal, dyskutująca o czymś z Harricksonem. Kawałej dalej podążał niewielki tłum uczniów. 
Na widok min nauczycieli i młodzieży, schowany duet wybuchnął śmiechem. Całe zbiorowisko gapiów po przeciwległej ścianie odwróciło się w stronę źródła dźwięku. 
-Państwo Nott - zaśmiał się nauczyciel eliksirów. Nie tylko wśród młodych hogwartczyków było wiadomo, że ta dwójka ma się ku sobie - Jak mniemam, to wasz pomysł?
-Tak - odpowiedzieli speszeni. 
-No to gratuluję, sama zapomniałam o tych zdjęciach. Już nie wnikam, co robiliście w moim starym biurze. Poprawiliście humor całej szkole - skończyła Minerva, zostawiając nadal zawstydzoną dwójkę.
-Wykonaliśmy kawał dobrej roboty - szepnął Ślizgon, czochrając towarzyszce misternie ułożoną fryzurę. W chwili gdy odszedł w stronę swojego stołu, dziewczyna westchnęła przeciągle.


                               ***                                     

Połowa października
    -Drodzy uczniowie - po całym gmachu rozniósł się głos dyrektorki - Wybaczcie mi, że w taki sposób, ale będę musiała wyjechać na parę dni, w związku z pewną sprawą. W każdym razie chciałabym ogłosić, że w tym roku odbędzie się bal halloweenowy dla klas 6 i 7, za który odpowiedzialni będą prefekci naczelni i osoby wyznaczone. Wymagany jest odpowiedni strój, nie musi to być konkretny kostium. O resztę pytajcie prefektów lub wyczekujcie ogłoszeń, które w najbliższym czasie pojawią się w Pokojach Wspólnych. 
Tak jak ta informacja rozległa się w całej szkole, tak i po korytarzach rozniosły się jęki młodszych uczniów, jak i okrzyki podniecenia starszych dziewcząt. Mimo, że bal miał się odbyć za ponad dwa tygodnie, one już planowały kreacje. 
    Albus Potter uśmiechnął się ironicznie, gdy tylko usłyszał o tym, że prefekci naczelni będą musieli wszystko razem przygotować. Już sobie wyobrażał współpracę wybuchowych Rose i Scorpiusa. 
Zmierzał właśnie w kierunku biblioteki, by napisać esej na numerologię na temat bliźniaczych liczb. Gdy zajął stolik z dala od innych i otworzył książkę, niebo przeszył grzmot. No tak, wszystko co dobre kiedyś się kończy, nawet pogoda. Przesiedział wśród regałów cztery godziny. Zaczytując się w lekturze, nie zauważył upływu czasu. Gdy bibliotekarka oznajmiła mu, że zamyka, była 22. Wstał z krzesła. Poczuł przeszywający ból głowy, zatoczył się i upadł. 
    
                                ***                                   


    Szedł po korytarzu. Obok niego podążała Rose, po jej lewej Hugo, a u jego boku kroczyła Lily. Cała czwórka była ubrana na czarno, a na nosach mieli ciemne okulary. Wiatr rozwiewał im włosy, mimo tego że byli w budynku. Otaczał ich wianuszek fanek i fanów, którzy skutecznie odpychani przez ich ochroniarzy, próbowali się do nich dostać, dotknąć. 
Za kwartetem posłusznie truchtali pierwszoklasiści, wachlujący rodzinę liśćmi bananowca. Obrazek przywodził na myśl jedno: Elita Hogwartu.


***

Następnego dnia
    -Ty ruda jędzo! - obraza rozniosła się po sali eliksirów, w której do tej pory słychać było tylko i wyłącznie bulgotanie kociołków i uderzanie noży o deskę do krojenia. Wbrew wszystkiemu co mówił, jego obelgi nie były już tak... raniące. Porzucił "córkę szlamy", która, jak stwierdził, ocierała się o żałość. Zastąpił ją mniej wyszukaną "rudą jędzą", czy "wredną zołzą". Ale i tak ich nienawiść nadal pozostawała niezmącona. W ich przekonaniu. 
  Automatycznie głowy wszystkich uczniów odwróciły się w stronę ostatniej ławki, skąd dobiegał głos. 
-Co tu dodałeś, baranie?! - Gryfonka nie zważała na rozbawione spojrzenia skierowane w jej stronę. 
-Ależ panno Weasley, proszę powstrzymać słownictwo - nauczyciel eliksirów również nie krył się ze swoim dobrym humorem. Właśnie za niego był tak bardzo lubiany, nie tylko wśród młodych. Krążyły pogłoski, że profesor Ramond zabiega o jego uwagę. 
Rose miała nieodpartą ochotę pokazać belfrowi język. Powstrzymała się na rzecz pozbycia się zielonej mazi z włosów. Z przerażeniem stwierdziła, że i  one miały taki sam kolor. 
-Wyglądasz teraz jak stu procentowa ropucha, Weasley - Scorpius nie posiadał się z radości - Szkoda tylko, że twoje piegi nie zmieniły barwy na zgniłozieloną.
-Lepiej spójrz na siebie, kogucie - dziewczyna nie umiała stłumić uśmiechu, więc zasłoniła usta ręką, udając, że drapie się po policzku. Niestety jej oczy iskrzyły radośnie, zdradzając ją.
Ślizgon pomacał się po włosach, które teraz wyglądały jak najeżona szczota. Dobrze, że jeszcze nie zdawał sobie sprawy z ich ubarwienia. 
-Można by tobą podłogi zamiatać! Wyblakły, czerwony mop! 
-Co? Czerwony? - blondyn, a właściwie czerwonowłosy powtórzył poprzedni gest -Panie profesorze, jak to zdjąć?!
-Samo zniknie po pewnym czasie - odparł ze stoickim spokojem. 

Zabiję tego Harricksona. Każdy wie, że ja i Weasley się nie TOLERUJEMY, nie mówiąc już o WSPÓŁPRACY. Siedzenie razem to co innego, ale praca? Irytacja Malfoya przechodziła ludzkie pojęcie. Ależ ci nauczyciele niedomyślni... 

Jego cichą frustrację przerwało pukanie do drzwi, które chwilę później otwarły się z lekkim zgrzytem. 
W progu pokazała się mała Puchonka z drugiego roku.
-Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale pani Pomfrey prosi do siebie Scorpiona Malfoya i Rose Weasley - dziewczynka mówiła tak niewyraźnie, że ledwo co było ją słychać.
-Scorpiusa, dziecko - poprawił ją mężczyzna - No, lećcie - ponaglił.
Proszona dwójka spojrzała po sobie ze zdziwieniem i równocześnie zginając się zs śmiechu podeszła do wyjścia. 
Po drodze przeglądali się w zbrojach i lustrach, kontrolując zmiany w wyglądzie. Niestety, narazie nie było po nich śladu, nadal wyglądali tak samo śmiesznie. 
-A tak w ogóle, to o co chodzi? - spytał Scorp, gdy opanował kolejny atak głupawki.
-O Albusa Pottera.


***

                               
    -Pani Pomfrey, ale jak to się stało?! -  zaaferowana kuzynka czarnowłosego wpadła do Skrzydła Szpitalnego, na powrót ignorując obecność irytującego blondyna. 
-Nie będę ci tego tłumaczyć sama, musisz zrozumieć, gdy pokażę ci wyniki analizy Vitae Śmiertnika.
-Oh... Więc to wszystko przez te grzyby...
Z książki dużo się nie dowiedziała. Była tylko wzmianka o tym, że jest to niezwykle silna trucizna, która rozrasta się w ścianach, powoduje śmierć i obrażenia. Tak samo w aktach Wells, na które tak polowali, nie było nic godnego większej uwagi. 
Pamela podała jej dużą, otwartą już, brązową kopertę. Drżącymi rękami wyjęła plik kartek i zaczęła je przeglądać, a Ślizgon spoglądał jej przez ramię, tak, że czuła jego oddech na odsłoniętej szyi. 
-Vitae Śmiertnik - purpura fungus (łac. Fioletowy grzyb). Roślina w średniowieczu wykorzystywana przy wykonywaniu wyroków śmierci. Działanie substancji trującej zawartej w Śmiertniku polega na blokowaniu działania receptorów (komórek lub narządów zmysłowych odbierających informacje z otoczenia), co prowadzi do zaburzeń uniemożliwiających prawidłowe funkcjonowanie, później bolesnej i szybkiej śmierci. Po kontakcie ze skórą pozostawia obrażenia, często trwałe - tu Weasley spojżała na swoją nadal zabandażowaną rękę z przerażeniem, ale kontynuowała - Przy długotrwałym przebywaniu wraz z ciałem wydzielającym truciznę (już od 4 godzin) i wdychaniem jej słabo wyczuwalnego zapachu, zapada się w śpiączkę, podczas której danej osobie śnią się często absurdalne rzeczy. 
-Malfoy, o której Al wyszedł do biblioteki? -Około 17.30, a co?
-Bo zamykana jest o 22. 
-Czyli 4 i pół godziny. 
-To znaczy... - Gryfonka bała się dokończyć.
-Potter się zatruł, Hogwart jest "nosicielem" i jest w potencjalnym niebiezpieczeństwie. Czytaj dalej. 

-Grzyb bardzo wolno rozrasta się w ścianach budynków. Nie wiadomo, gdzie w aktualnym przypadku jest źródło. Po zniszczeniu go, co będzie wiadome, gdy dana budowla zatrzęsie się w fundamentach, osoby nieprzytomne od razu się wybudzą. By zniwelować resztki trutki w organiźmie należy w trybie natychmiastowym podać bezoar. Merlinie, to faktycznie się rozrasta, bo raz gdy szłam na szlaban słyszałam taki podejrzany dźwięk... - Ruda była bardziej niż przerażona - Mamy szczęście, że rośnie powoli.

-Ale gdzie może być to cholerne źródło?
-Nie wiem, Malfoy. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że musimy zrobić wszystko, by uratować szkołę i kolejne ofiary. Razem.

                               
***

Nocą podążać na szczyt góry szklanej będzie

Duet, co na laurach miłości kiedyś zasiędzie.

Rozwijało się w ścianach, powoli rozsadzając je. Było coraz bliżej. Czułam to. I to wszystko było moją winą. To ja pozwoliłam na taki rozrost. 

Gdyby nie to, że kierowałam się nienawiścią do całej nacji ludzkiej, zupełnie jak moja prababcia 80 lat temu, trucizna nie wypuściłaby teraz swoich pędów. Otworzyłam fioletowe oczy w chwili, gdy zło wygrało. Cały budynek rozsadziło, a ja razem z ostatnim tchnieniem obiecałam, że wrócę na ziemię, gdyby to się miało powtórzyć. I w tym momencie uleciało ze mnie życie. 
   A dziś nadszedł mój czas. 
Zamierzam pomóc dwójce wybranych w ocaleniu milionów istnień. W konsekwencji za całe zło, które wyrządziłam. Bo tylko ja znam miejsce, skąd spustoszenie zaczyna swoją wędrówkę.
Szklany Zamek polegnie, trucizna uschnie, a ja odpowiem za swoje grzechy, tak jak zrobi to ten, który obudził zło i tym razem.

W towarzystwie ducha, który winy za życia wyrządzone odpokutować musi.

Trzeba uważać, bo zdrada przez innych powołana, za rogiem kusi.

~~~
Ostatnio znalazłam w sobie ogromne pokłady weny, to chyba dobrze?
Jak widzicie wprowadziłam nową bohaterkę. Odegra ona pewną istotną rolę. Nowych postaci będzie jeszcze kilka, pojawią się w zakładce "Bohaterowie", gdy tylko wrócę.
Rozdział... Całkiem mi się podoba.
Trochę mniej Rose i Scorpiusa, więcej pozostałych, równie ważnych osób.
Pozostawiam Wam do oceny i ściskam:))

1 komentarz:

  1. Cześć :** Jestem z bloga "My dreams, my love, my life", którego byłaś stałą czytelniczką, niestety musiałam go usunąć. Założyłam niedawno nieco innego bloga, ponieważ dużo się w moim życiu zmieniło i postanowiłam podzielić się z innymi moimi problemami. Kto wie, może to komuś pomoże? Serdecznie zapraszam i proszę, abyś zostawiła komentarz lub chociaż zagłosowała w ankiecie :** Pozdrawiam -------------------> death-is-the-only-hope.blogspot.com


    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń