środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział II Już nie - taki - wielki - wróg

Zastanów się ostatni raz zanim wymienisz serce na stal
-Sylwia Grzeszczak "Flagi Serc"

-Jakie przedmioty panna wybiera na ten rok? - opiekunka Gryffindoru, profesor McEnnedy, spojrzała na nią wyczekująco. 
-Hmm... to samo co w zeszłym roku, plus runy.
-A pani? - skierowała wzrok na Zoey.
-To samo, ale bez run, z numerologią.
 Danielle wręczyła im plany i poszła dalej. Rose spojrzała na swój rozkład lekcji. Za pół godziny zaczynały transmutację ze Ślizgonami. Potem się rozdzielały, bo ona szła na runy, a jej przyjaciółka na numerologię, której Weasley nie miała w rozpisce. Następnie eliksiry, 2 OPCM i koniec. Jak na poniedziałek, całkiem nieźle.
  Skierowała kroki w stronę dormitorium, aby spakować torbę. Hasło nadal ją intrygowało. Niby niewinny związek wyrazowy, ale jednak...
  Szybko zgarnęła potrzebne książki i ruszyła pod salę Minerwy McGonagall. Spiesząc się, nie zwróciła uwagi na karteczkę, leżącą na jej poduszce.
Weszła do klasy. Na szczęście nauczycielki jeszcze nie było. Jedyne wolne miejsce było koło Xaviera, bo Garcia usiadła ze Skayem, a Al z Malfoyem.
Posłała chłopakowi ciepły uśmiech i zajęła krzesło. Nawet nie zauważyła, że Scorpius siedzący przed nimi, odwrócił się.
-Zabini, współczuję ci, że musisz z nią siedzieć.
-Dlaczego? A może chciałbyś się zamienić? - brunet poruszył sugestywnie brwiami.
-Nie dzięki, jeszcze się czymś zarażę, albo coś...
-Prędzej ja się zarażę twoją głupotą, niż ty czymkolwiek ode mnie - wtrąciła się  dziewczyna, której ta rozmowa dotyczyła.
-Ruda, ruda... Zwróć uwagę do kogo mówisz.
-Do najbardziej zakochanego w sobie dupka jakiego znam?
-Odszczekaj to, słonko. 
-Nie jestem psem, żeby na ciebie szczekać - żachnęła się.
-Nie tak ostro, bo dokonasz samozapłonu, wiedźmo.
Już miała mu coś odpowiedzieć, ale przeszkodziła jej kipiąca ze złości dyrektorka, której, pochłonięci kłótnią uczniowie, nie zauważyli.
-Dosyć! Odejmuję 20 punktów Gryfonom i Ślizgonom.
Rose jęknęła.
-Brawo Malfoy. To twoja wina.
-Moja? No chyba nie...
-Nie ja zaczęłam.
-Ale to ty jesteś... - nie dokończył, przez zwinięty w rulon pergamin, który z charakterystycznym dźwiękiem wylądował na jego głowie. 
-Powiedziałam wystarczy! - dyrektorka była naprawdę wściekła. - Dostajecie szlaban. Razem. Wyczyścicie Izbę Pamięci. Oraz starą salę Obrony przed czarną magią. Macie na to dzisiejszy wieczór i kolejne dwa. Oczywiście różdżki oddacie profesorowi Dennizowi, który będzie nadzorował waszą karę. Już dziś zdążył mnie poprosić o wyznaczenie osób do sprzątania klasy, ale jak widać znalazły się same - przerwała i przeszła na środek sali. - Dziś będziemy zajmować się jedną z dziedzin transmutacji, czyli transfiguracją, a dokładniej transfiguracją ambitną. Kto mi powie na czym to polega?
Ręka Rose wystrzeliła w górę.
-W transfiguracji zmieniamy tylko jedną cechę danego przedmiotu. W transfiguracji ambitnej jest to kolor.
-5 punktów, brawo.
Pfff... Ogarnęłam to... dawno. Nie wierzę w swoje szczęście. Już szlaban... Cholerny Ślizgon. Znając go nie przyjdzie. Albo przyjdzie i nie będzie nic robił. Albo przyjdzie pod sam koniec, gdy większość już zrobię... Dobra, nie zadręczaj się nim. Tylko słuchaj nudnej Minervki i tego jaki ruch nadgarstka trzeba wykonać by... Już wolę myśleć o Malfoyu... Zaraz, co?! Hola, hola, Romeo, wracamy do lekcji. 
    Gdy tylko usłyszała dzwonek, jak najszybciej wyszła z pomieszczenia. Była już prawie pod salą z runów, gdy poczuła czyjś uścisk na ramieniu. Instynktownie odwróciła się do... Scorpiusa.
-Zwolnij czasem - kącik jego ust uniósł się nieznacznie do góry
-Czyżbyś nie potrafił dogonić "rudej wiedźmy"? - spytała z kpiną w głosie.
-Okej, weź, prze... - zakasłał - P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M za to na lekcji, ale nie licz, że to powtórzę.
-To w twoim słowniku jednak występuje słowo nawiązujące do przeprosin? - uniosła brew w geście niedowierzania.
-Dużo rzeczy o mnie nie wiesz - skomentował. -Idziesz na runy? Ja też. Jesteś na mnie skazana. A to, że Garder jest trochę przygłuchawa ułatwia sprawę.
-Hej, Różo, siądziesz ze mną? - Travis, ten sam, z którym Rose poprzedniego dnia rozmawiała, wtrącił się do ich dyskusji.
-Sorry, laluś, ona siedzi dziś... i na każdej kolejnej lekcji tego przedmiotu ze mną.
Co on robi? - Ta myśl tłukła się po głowie Gryfonki.
Co ja robię? - W podobnym kierunku myślał Ślizgon.
Rose zgromiła wzrokiem chłopaka, który nadal trzymał rękę na jej barku. Spojrzenie chłopaka pytało zadziornie "No co?".
-Co?! - wydusiła.
Lecz, gdy Malfoy skierował na nią wzrok, zwróciła się do Krukona.
- Przepraszam Trav, ale nie dziś - powiedziała ostrożnie, prostując plecy.
-No dobrze, trudno, do zobaczenia - odszedł niepocieszony.
-Co ty tworzysz?!- podniosła głos na blondyna, gdy Border odszedł na bezpieczną odległość.
-Plan na nasz szlaban, który zarobiliśmy przez twój cięty język.
-Czyli zamierzasz się stawić? Idealnie - zignorowała drugą część wypowiedzi.
-Nie myślałem o tym, żeby nie przyjść...- uśmiechnął się jakby właśnie przyszła mu do głowy ciekawa myśl.
-Koniec żartów - rzuciła ze złością, wchodząc do klasy. Blondyn skierował się za nią.  Siedli w ostatniej ławce. Nauczycielka mówiła coś OWUTEMACH i testach powtórzeniowych.
-No to jaki jest ten twój rzekomy plan?
-Jest dość powszechny sposób. Pierwszy szlaban - odrobimy ręcznie trochę roboty. Na drugi ty pożyczysz różdżkę od Garci, a ja od Xava. A na trzecim stworzymy pozory, że sprzątamy i tyle.
Niebieskooka przystała na to.
-A tak ogólnie to o której zaczynamy?
-O 20.30 zaczynamy Izbę, a po półtorej godziny klasę. A ty, wzorze uczennicy nic nie mówisz o przemycaniu różdżek?
-Myślisz, że chcę słuchać trzy wieczory z rzędu jak marudzisz, że jesteś na mnie skazany i nie powinieneś się w ogóle tu znaleźć?
-Bo tak uważam...
-Nie ma problemu, Malfoy. W takim razie przyniesioną różdżkę skasuję, a ty będziesz skazany na towarzystwo Lizzy Crabbe przez caały rok, a ja siądę z Travisem. Bo myślisz, że nie domyśliłam się, że potraktowałeś mnie jak ostatnią deskę ratunku?
-Jeśli bym chciał, to znalazłbym jakąś laskę, bo każda chciałaby ze mną usiąść choć raz. Więc kopnął cię zaszczyt, doceń to, że zaproponowałem ci swoje towarzystwo 2 razy w tygodniu po 45 minut.
-Łaski bez, idę się przesiąść - już wstawała, gdy jego ręce złapały ją za przedramiona i pociągnęły na krzesło.
-Romanse po lekcji - już drugi raz tego dnia niezadowolona belferka przeszkodziła im.
-Niech sobie pani nie wyobraża. Że ja i on?
-Nie tym tonem moja panno.
-Ależ ona nic nie zrobiła - Scorpius zaczął bronić Rudą.
-Minus 10 punktów oba domy. Jeszcze jakieś problemy?
-Nie. Przepraszamy.
-Łał, drugi raz przepraszasz. To nie po Ślizgońsku. Ale wydaje mi się, że obydwa były nieszczere.
-Te pierwsze powiedzmy, że były...
-Co nie zmienia faktu, że znów straciłam przez ciebie punkty... Nie! Nic już nie mów - syknęła, widząc, jak uczeń otwiera usta.
 Resztę lekcji spędzili w milczeniu, raz po raz patrząc na siebie z niesmakiem. Gdy zadzwonił dzwonek Weasley szybko spakowała się i wyszła z klasy. 
-Co ty na to żeby zerwać się z lekcji? - usłyszała po przejściu kilku kroków. 
-W pierwszy dzień? Że niby ja z tobą? Chyba sobie kpisz!
-No, a czemu nie? Większość dziewczyn...
-Tak, tak, pokroiłaby się, by pójść gdzieś z twoją osobą. Ale ja nie jestem większością i dziwię się, że jeszcze tego nie zauważyłeś.
-Po prostu chodź i się nie wyrywaj.
    Nadal trochę marudziła, ale pobiegła za nim przez błonia, za chatkę Hagrida, aż na skraj Zakazanego Lasu. Poprowadził ją przez krzaki. Miejsce nie bez powodu było zakazane. Nawet w dzień wydawało się straszne. Wiało od niego tajemniczością. Nie było tam bezpiecznie. Weszli na polanę z małym jeziorkiem, które na pozór wydawało się płytkie. Lecz, jak powszechnie wiadomo, pozory mylą. Usiadła na jednej z kłód, ułożonych wokół fioletowego słupa, ozdobionego różnymi napisami. Pod drewnem rosły małe fioletowe grzybki, wokół których trawa zżółkła. Mały motyl, który chciał przysiąć na jednym z kapeluszy, osunął się na ziemię, zaraz po zetknięciu z nim. 
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? Żeby mi bardziej uprzykrzyć życie? - Ewidentnie mu nie ufała.
-Chciałem żebyś poznała to miejsce. Lubię je, od drzew bije energia. 
-Mógłbyś w takim razie zamilknąć? Chciałabym się cieszyć spokojem panującym tutaj.
Chłopak podszedł na brzeg wody, a ona wpadła na pomysł. Wzięła rozbieg, wykonała salto i wpadła z pluskiem do jeziora. Malfoy zaśmiał się, ale mina szybko mu zrzedła, gdy Gryfonka długo się nie wynurzała. Nie pomyślał o tym, że miała przy sobie różdżkę i lata treningów na basenie. 
Ściągnął koszulkę, ukazując umięśniony brzuch i zanurkował za mieszkanką Domu Lwa. Co jak co, ale nie chciał mieć nikogo na sumieniu, nawet jeśli była to nieznośna Weasley, działająca mu na nerwy od 7 lat.
Dziewczyny nie było pod wodą, choć przepłynął wzdłuż cały staw. Jeden z Druzgotków, małych, niebieskich, wrednych wodnych stworzonek, prawie rozorał mu policzek, ale potraktował go Drętwotą. Wypłynął na powierzchnię i rozejrzał się. Ruda siedziała po turecku po drugiej stronie, zaplatając grube włosy w warkocz. Wyglądała na zadowoloną z siebie; zupełnie jak pięciolatek, pokazujący mamie swój rysunek. 
Ja jej dam, cholerne żarty...
-WEASLEY!!! - ryknął - Do reszty cię pogięło?!
-Martwiłeś się? - zapytała słodko, śmieją się, gdy niezadowolony znalazł się pół metra przed nią. Na szczęście bliżej nie podszedł.  
-Nie chciał bym się tłumaczyć dyrektorce o śmierci jakiejkolwiek dziewczyny, a niestety ty się do nich zaliczasz.
-Czyli nie było ci to obojętne? - prowokowała.
-Odpowiedziałem ci już.
Po chwili uciążliwej ciszy, usłyszeli trzask łamanych gałązek. Zza drzew wyłoniła się duża postać. To gajowy i jego pies Ćwik, którego sprawił sobie, gdy pozbierał się po odejściu Kła.
-Cholibka, co wy tu robicie? Pierwszy dzień i już olaliście lekcje? Jeszcze w dodatku wasza dwójka?
-Matko, Hagrid, nie wkop nas, proszę. Napisz jakąś kartkę, że ci pomagaliśmy w szukaniu jednorożców, czy czegokolwiek - zaproponowali.
-Nie ma problemu, chodźcie do mnie, żeby nikt was nie zauważył.

***

-Która godzina? - niespodziewanie zapytała piegowata.
-Za dwadzieścia czwarta.
-O kurde, przegadaliśmy obiad, a ja za 20 minut jestem umówiona z Selene. Dzięki za wszystko, wielkoludzie - podziękowała Rubeusowi, zabrała od niego kartkę, przewiesiła torbę przez ramię i wyszła.
-Weasley, czekaj, idę z tobą! Cześć!
W zamku natknęli się na McGonagall. Niestety, nie zdołali jej wyminąć. 
-Nie spodziewałam się po was, wzorowych uczniach i prefektach, opuszczenia jakiejkolwiek lekcji. 
-Pomagaliśmy gajowemu - Rose pomachała jej karteczką z "usprawiedliwieniem".
-No dobrze. Ostatni raz - odeszła kręcąc głową. 
-Do zobaczenia na szlabanie, wiedźmo.
Nie otrzymał odpowiedzi. 
  Nie przebrała się nawet, tylko od razu podążyła do biblioteki. Selene Finnigan, córka Seamusa i Padmy siedziała przy stoliku, najdalej od wścibskich spojrzeń. Ubrana w czarną koszulkę, czarną kamizelkę z ćwiekami, spodnie i buty tego samego koloru. Ciemne włosy zaplotła w kłosa, który opadał luźno na ramię. Jak zwykle, oczy podkreśliła wyraźnymi kreskami. 
Siadła na krześle, a Krukonka po prostu zaczęła mówić.
-Bez wstępów. Mój ojciec nie żyje - odwróciła głowę, wzięła oddech i wróciła do opowieści - Zatruł się czymś. Jego pracownik mówił coś o jakiś fioletowych grzybach. Dostał to cholerne zlecenie z Ministerstwa. I wiedział, że to się nie skończy dobrze, ale pojechał! Nienawidzę go za to, wiesz? Zostawił mnie i matkę. Miałam nie wracać w tym roku do Hogwartu, bo się o nią bałam i nadal boję, ale mi kazała się nie martwić. Jak mógł to zrobić?! 
Gryfonce opadły ręce. Po bladych policzkach jej przyjaciółki płynęły łzy. Pierwszy raz widziała, by ta silna, młoda kobieta płakała.
Chwilę zajęło jej połączenie wątków. Miała pewne podejrzenia. 
-Fioletowe tak?
-Co? No, tak mówili - ciemnowłosa podniosła wzrok, otarła oczy.
Gryfonka streściła jej wszystko.
-Trzeba rozwiązać tę zagadkę. Trzeba dowiedzieć się co to za grzyby, dlaczego Seamus był w to zamieszany, bo mogą pojawić się kolejne ofiary.
-Dziewczyno, jak mi ulżyło, że ci to powiedziałam. Ale jednocześnie stresuje się tym co może z tego wyniknąć. 
-Nie mam pojęcia. Ale skoro już jesteśmy w bibliotece, to możemy coś poszukać na temat snów i roślin.
Rozdzieliły się a po 10 minutach znalazły 2 książki warte uwagi.
-Asfodelus, Czyrakobulwa, Dyptam, Księżyczka, Lunae Lumen, Vitae Śmiertnik*. To chyba to. Purpurowy, dość mały grzyb. Wypożycz to. - Nakazała koleżance.
Sel wykonała polecenie. Kolejną godzinę zajęło im szukanie informacji o snach. Gdy wydawało się, że mają to co szukały, podeszła bibliotekarka - pani Bright, powiadomić je, że zamyka dziś wcześniej. 
-Bierzcie co musicie i zmykajcie.
Rose wzięła lekturę dotyczącą magicznych roślin i trucizn i skierowała się do Wieży Gryfonów.
-Merlinie! Zostało mi tylko 20 minut do szlabanu! Muszę Malfoyowi o wszystkim opowiedzieć - stwierdziła z przerażeniem.
-Nie było cię praktycznie cały dzień. Olałaś lekcje. Finnigan i Scorpius ważniejsi, nie? Myślisz, że nie widziałam jak się z nimi szlajasz? - po wejściu do dormitorium dotarł do niej głos Zoey. 
-To nie ja olałam cię dla Notta, sorry skarbie.
-Ty siadłaś z Zabinim.
-Bo innych wolnych miejsc nie było. Czasem warto się rozejrzeć.
-Idź już lepiej, bo się na szlaban do Malfoya spóźnisz. 
-Nic nie rozumiesz, zazdrośnico - stwierdziła, ściągając szatę i mundurek, zakładając szary T-shirt i dżinsowe szorty. Jak na wrzesień było ciepło - w sam raz na krótkie spodenki - Jej ociec nie żyje. I myślę, że mogę jej pomóc. Ale lepiej oskarżać i pokazywać zazdrość niż wpierw się dowiedzieć o co chodzi.
Wyszła wściekła, kierując się w stronę miejsca kary, zostawiając Zoey w stanie osłupienia. Ich współlokatorka - Mey Andrews, spojrzała na nią z dezaprobatą i wróciła do polerowania swojej miotły Tornado 2026, kręcąc głową.

***

Idąc na 3 piętro, wydawało jej się, że słyszy odgłosy dochodzące zza ścian. Tak jakby coś rozrastało się w murach Hogwartu. To uczucie przeszło, gdy zobaczyła Malfoya, opierającego się nonszalancko o framugę drzwi. Nad nim wisiały dyplomy dla szkoły oraz poszczególnych nauczycieli.
-Hej.
-Cześć. - Zdążyła się z nim tylko przywitać, bo zaraz pojawił się Denniz Alcatro. Odebrał im różdżki i wyjaśnił, że przyjdzie po nich wtedy, kiedy nadejdzie czas na przejście do sali OPCM.
-A nie możemy dziś zrobić jednego pomieszczenia, a jutro drugiego?
-Jak wolicie. Za 3 godziny będę. W środku macie środki do czyszczenia. Powodzenia.
   Najpierw zabrali się za dział pamiątek po poległych. Znajdowały się tam pojedyncze listy, medale, puchary, zdjęcia. Blondyn dowiedział się wszystkiego na temat snów. Po dobrej godzinie milczenia, znalazł coś.
-Bartyldzie Wells... co za imię... Za świadome wydanie się w ręce demona jakim jest śmierć. Za spożycie trucizny w postaci... tu tekst się urywa. Ale jest data. 22 sierpnia tego roku.
-To w przeddzień śmierci pana Finnigan. Ale w postaci czego? Może grzyba? A ta cała Wells musiała się tu uczyć. Coś mi mówi to nazwisko...Mam! Ta laska była Puchonką. Taka wysoka blondynka. Spokojna i cicha. Teraz byłaby na naszym roku. Moja mama zna jej rodziców.
-Aaa... Chodziłem z nią na runy. Za taką śmierć przyznali jej nagrodę. Nawet nie mogła jej zobaczyć. Masakra... I pewnie przez imię nie miała życia w szkole.
-Napiszę list do matki, może mi coś jeszcze powie i pogada z jej rodziną.
   Kolejne 2 godziny minęły szybko. Nie odzywali się do siebie i pożegnali bez słowa, ale Gryfonka nie mogła uwierzyć, że przez 15 minut współpracowali bez wyzwisk.
Skąd ta zmiana? Najpierw ta polana i jezioro, a teraz to. Pewnie dziś ma dzień dobroci dla zwierząt. Jutro mu przejdzie. 
Wróciła do dormitorium. Zignorowała koleżankę i jej marne próby nawiązania dialogu. Wypożyczoną książkę wrzuciła do kufra, z nadzieją, że o niej nie zapomni. Wzięła ciepłą kąpiel w olejku migdałowym i położyła się do łóżka. Czekały ją jeszcze 2 ciężkie wieczory w towarzystwie już nie - tak - wielkiego - wroga. Nie będzie mogła pożyczyć magicznego patyka od obrażonej współlokatorki. Zapyta Selene.
  Z takimi myślami zasnęła. W tym czasie kolejne osoby zatruwały się grzybem. Czy robiły to za pośrednictwem kogoś?
Zaś karteczka, która leżała na poduszce od rana, spadła i zsunęła się pod szafkę. Kto wie co na niej było. Może wyznanie? Propozycja spotkania? Może coś co przyprawiało o dreszcz przerażenia? Czy jednak informacja jak pokonać sny i rozrastającą się, rosnącą w siłę truciznę...

~~~~

Wydaje mi się, że rozdział sprostał waszym oczekiwaniom. Pewnie jeszcze jest chaotyczny, ale postaram się z tym wyrobić.
Pozostawiam go waszej surowej ocenie.
Ściskam.
Rainbow. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział I Rysa na szkle

Zraniona miłość może wywołać takie same skutki co nienawiść
-Monteskiusz
  

    Siedząc w przedziale razem ze śpiącą przyjaciółką, Rose Weasley rozmyślała nad minionymi wakacjami.
Większość czasu spędziła z rodziną w Dolinie Godryka, a na dwa tygodnie wybrali się do Grecji.
W te wolne miesiące doszło do niej, że ludzie się zmieniają. Ona również. 
Jej długie, rude włosy, wiecznie poczochrane, teraz starannie wyczesane, związane w wysoki kucyk. Drobne piegi podkreślały jej urodę. Jedynie oczy pozostały tak samo zielone jak zawsze.
 Wyprostowała długie nogi, odziane w czarne rurki i kremowe baleriny. Przetarła oczy rękawem luźnej koszuli w drobne kwiatki i spróbowała pójść w ślady Zoey, której włosy zasłoniły ładną twarz, opadając w stronę podłogi. Ledwo co przysnęła, gwałtownie wybudził ją trzask rozsuwanych drzwi przedziału. To Albus wpadł do środka. Grzywka opadała mu na oczy. Był przystojny, a w niebieskich oczach czaił się wesoły błysk.  Przywitał się z kuzynką i oparł głowę o jej uda. Stopy oparł zaś na biodrach śpiącej dziewczyny, na co ta mruknęła coś niezrozumiale, ale nie otworzyła oczu.
-Nie za wygodnie ci? - spytała Ruda.
-A wygodnie, dziękuję - odparł z uśmiechem.
-A gdzie Malfoy i Zabini? - bo warto wiedzieć, że Potter trafił do Slytherinu, w przeciwieństwie do reszty rodziny - rodowitych Gryfonów z krwi i kości.
-Zaczęli grać w "prawda czy wyzwanie", więc się ulotniłem, bo wiem co bym musiał powiedzieć i zrobić.
-Pochwalisz się?
-Przyjdzie na to czas, kuzyneczko...
-Hmm.... a może do nich dołączymy... - wrednie zachichotała. To nie było zachowanie w jej stylu.
Uwielbiali w ten sposób ze sobą rozmawiać i dobrze wiedzieli, że jeden na drugiego mógł liczyć. Nie mieli przed sobą tajemnic. No może oprócz jednej, której Potter nie mógł na razie wyjawić.
-Ty w towarzystwie Scorpiusa? Bez kłótni niby? Wybacz, ale nie uwierzę, póki nie zobaczę.
-Pfff... Zoey, słońce, wstawaj! Idziemy do Skaaayaaaa...
 Na dźwięk imienia Notta panna Garcia gwałtownie wstała. Weasley spojrzała na Ala i dostrzegła w jego oczach smutek. Zapamiętała, aby o to koniecznie zapytać.
    Przeszli dwa kroki, gdy z jednego z przedziałów wychynęła głowa Malfoya, który na widok przyjaciela wyszczerzył białe zęby.
-Właśnie po ciebie zmierzałem. O i towarzystwo masz. Garcia i... Weasley?! - spytał, zatrzymując wzrok na Rose.
-Ależ dokładnie... Twoja ulubiona córka szlamy i ruda wiedźma. 
-No, niezła zmiana, Wiewióro - pokiwał głową z uznaniem, a zadziorny uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Miała ochotę podejść i go zetrzeć raz a porządnie. 
-Czuję ironię...
-To nieprawidłowo... - zaczął przyglądać się jej intensywniej na co ona, aby uniknąć jego wzroku, bezceremonialnie weszła przez drzwi, siadając na wolnym miejscu koło Xaviera Zabiniego. Zoey podążyła za nią i zajęła siedzenie obok Skaya.
-Hej Xav - uśmiechnęła się.
-Hej Rosie - odpowiedział brunet.
-Od kiedy wy do siebie po imieniu? - wtrącił się blondyn.
-Zależy mi na tym, aby z porządnymi ludźmi utrzymywać dobre relacje - odparła Gryfonka.
-No to ze mną powinnaś mieć najlepsze.
-Nie za wysoko się cenisz?
-Wyżej od ciebie - widząc kpiący wzrok dziewczyny, dokończył. - Taka prawda. Nie mam szacunku do osób, które ze mną zadzierają, w taki sam sposób, jak ty. 
Za to został wyminięty przez wściekłą rudowłosą, która powstrzymywała się od wymierzenia mu prawego sierpowego.
-Mówiłem... - szepnął Albus, patrząc na plecy kuzynki i szatynkę, powłóczącą nogami.  
-Ale z ciebie zjeb - parsknął Zabini.
-Obrońca cnoty się znalazł - zironizował.
-Weź wyjdź i wróć jak ochłoniesz - wtrącił się do tej pory milczący Nott.  
-Nigdzie nie idę, bo Albus ma nam coś do powiedzenia.
Potomek Potterów zaklął w duchu. 
-No więc... prawda czy wyzwanie? - ponaglił Scor.
-Prawda - cicho odpowiedział.


-Ej, Rosie, Roooseee! - drobna dziewczyna starała się uspokoić drżącą z wściekłości przyjaciółkę. 
Znały się 7 lat, a ona i tak nie rozgryzła jak najszybciej ją wyciszyć. Po prostu była przy niej, a złość sama przechodziła. - Nie przejmuj się.
-Jak mam się nie przejmować?! Ta wojna stała się nieodłącznym elementem naszego życia. Mimo tego, że czasem jest zabawnie, często robi się nieprzyjemnie. Obawiam się, że bez tego nie umielibyśmy wyżyć. Pomyśleć, że gdyby nie ten incydent na pierwszym roku, moglibyśmy być choćby znajomymi. 
-Kiedyś przestanie...
-Kiedyś?! - przerwała - On? Prędzej ty prześpisz się z Nottem, niż my przestaniemy uprzykrzać sobie życie...
-To jakieś wyzwanie? 
-Całkiem dobry pomy... Nie, zdecydowanie nie. Wybij sobie to z głowy! 
-No dobrze, to przebierzmy się w szaty, bo już dojeżdżamy.
O tak... znów w domu...

   Wychodząc z pociągu przywitała się z Hagridem, półolbrzymem, gajowym i jednocześnie przyjacielem rodziny. 
Wchodząc do jednego z powozów po raz pierwszy zobaczyła, że coś go ciągnie. To testrale. Czytała o nich kiedyś. Te stworzenia są bardzo chude. Czarna, lśniąca skóra oblepia szkielet tak, że widać niemal każdą, najmniejszą kość. Ich oczy są puste, bezdenne, czarne. Posiadają długą czarną grzywę i ogon oraz smoczy łeb. Mają również olbrzymie, czarne, błoniaste skrzydła. Były na swój sposób przerażające, ale i interesujące. Człowiek widział je tylko wtedy, gdy  był świadkiem czyjejś śmierci. Ona była.
Przypomniała sobie sytuację z wakacji. Pewnego mugola potrącił pociąg. Stała wtedy na stacji. To było tragiczne. Krew, leżący bezwładnie obywatel.  Nie patrząc co robi zajęła jedyne miejsce koło Malfoya, patrząc na niego beznamiętnym wzrokiem, na co ten odsunął się nieznacznie, w stronę Zabiniego. Prychnęła. Przecież nie jest trędowata... No, ale to on, nawet nie chciał oddychać tym samym powietrzem. Starała się nie zwracać na niego uwagi. Postanowiła przyjrzeć się chłopakowi naprzeciwko niej.
Miał blond włosy, ale nie tak jasne jak Scorp. Stalowe oczy błyszczały w półmroku. Był przystojny.
-Travis Border - wyciągnął do niej rękę, podchwytując jej spojrzenie.
-Rose Weasley.
-Pasuje do ciebie takie imię... Piękna jak róża.
Dziewczyna uśmiechnęła się, na co Ślizgon obok niej przewrócił oczami.
Zaczęła rozmowę z Krukonem, co poznała po krawacie i naszywce. Co chwila śmiała się z komplementów, jakie prawił jej chłopak.  Scorpius przyglądał się temu wszystkiemu z kpiną. 
Ciekawe jakby to było się z nią przyjaźnić..
Zaraz, co?!
Przecież to Weasley. Z nią się nie da. A pomyśleć, że mieliśmy taką szansę...
Jako pierwszy szybko wyszedł z powozu nie zważając na to, że popchnął jakąś Puchonkę, dzielącą z nimi powóz, która wpadła na Rudą. Xavier westchnął, pomógł Gryfonce wyjść i podążył za przyjacielem.

  Przestraszeni pierwszoroczniacy, Tiara Przydziału, przemówienie dyrektora i uczta. To towarzyszyło im co roku. Hugo jak zwykle nałożył sobie wszystko co zmieściło się na talerzu, zaś ta zjadła tylko sałatkę z mango.  Zaabsorbowana dźganiem Merlinowi ducha winny owoc, poczuła na sobie wzrok. Automatycznie spojrzała na stół Slytherinu. To Zabini patrzył na nią swoimi bursztynowymi oczami. Odwzajemniła spojrzenie i uśmiechnęła się lekko, lecz gdy tylko blondyn podążył za wzrokiem kolegi i zobaczył ją, spuściła głowę zażenowana. Miała na dziś dość jego głupich docinków, które jej serwował. 
  Gdy uroczystość dobiegła końca jako prefekt naczelny musiała zaprowadzić uczniów do Wieży Gryffindoru. 
Hasło było dość dziwne, bo brzmiało "Jestem tylko rysą na szkle". Nigdy nie mieli takiego hasła. Najdłuższe miało 2 wyrazy, a tu niespodzianka...
  Już chciała wejść do Pokoju Wspólnego, gdy usłyszała swoje imię. Odwróciła się i podbiegła do koleżanki. Uściskała ją, śmiejąc się. 
-Sel! Co tam u ciebie? 
Chwilę później zorientowała się, patrząc w jej ciemne, podkreślone kreskami oczy, że córka Seamusa Finnigana, szkolnego znajomego jej rodziców, jest smutna.
-Hej, co jest? - spytała z troską.
-Możesz się ze mną spotkać jutro o 16 w bibliotece? To ci wszystko opowiem - jej głos był wyprany z emocji.
-Okej, trzymaj się. Cokolwiek się stało.
 Gdy tylko Finnigan znalazła się za rogiem, ta skierowała swe kroki do dormitorium. Jednym machnięciem różdżki rozpakowała niektóre rzeczy z kufra. Pochwyciła zieloną piżamę i udała się do łazienki. Zmyła z siebie brudy minionego dnia, nie zważając na piasek pod powiekami. Przed położeniem się na łóżku, schyliła się, by wyjąć książkę spod niego. Jednak zmęczenie wygrało i pozostawiła ją na miejscu.
Czekał ją ciężki rok... Ale nawet nie zdążyła rozwinąć myśli, gdy zmorzył ją sen, który nie należał do przyjemnych...

Witam (;
Nowy blog, nowa historia. 
Scorose. 
Kolejna powinna się pojawić ok. 18 sierpnia, gdy wracam z Turcji.
Zostawiam wam rozdział do oceny.
Klikając "opublikuj" nie byłam pewna, ale zrobiłam to. 
Ściskam. R.