czwartek, 29 października 2015

Miniaturka Newtmas (Więzień Labiryntu)

  Miniaturka, swoją drogą baaardzo krótka, dotyczy parringu z trylogii "Więzień Labiryntu" autorstwa Jamesa Dashnera. 
Wiem, że blog jest o innej tematyce, ale nie miałam tekstu gdzie zamieścić, a chciałam się nim podzielić.
One shot zawiera istotny spojler, więc jeśli nie czytaliście trzeciej części lub nie chcecie go poznawać, odradzam lektury. Zaś jeśli nie macie nic przeciwko zapoznaniu się z nim, bądź jest on Wam znany, zapraszam serdecznie :). Prosiłabym o szczere opinie, może naskrobałabym jeszcze coś podobnego, ale znacznie dłuższego. 
Ah, jeszcze jedno. Parring jest homoseksualny. Uprzedzam, gdyby ktoś miał jakieś zastrzeżenia. 
Zaś co do rozdziału, to jest w tworzeniu, ostatnio znów miałam zastój. 
Nie przedłużając:

Miniaturka Newtmas 
"Zbrodnia"

Patrząc przez okno, zastanawiając się, czy dobrze robi, jego wzrok padł na skupisko Poparzeńców. Wszystko byłoby w porządku, ale jego uwagę zwrócił jeden osobnik, wyraźnie odstający od reszty. Musiał się chwilę przyjrzeć, by załapać, kogo znalazł. 
To był on. Newt. Jego Newt. Nie mógł się mylić, jego sylwetki nie pomyliłby z nikim innym. 
Bez chwili zastanowienia, kazał zatrzymać pojazd i wyskoczył z auta. Powoli, chwiejnymi krokami, jakby chłopak miał zaraz zniknąć, a jego postać była tylko fatamorganą, posuwał się w jego stronę. Po przejściu połowy dystansu, zatrzymał się i wyciągnął rękę do przodu.
-Hej. To ja, Tommy. Tęskniłem. 
Odpowiedział mu sarkastyczny, chory śmiech. 
-Nie pieprz głupot. Jeszcze kilka dni temu dałeś mi do zrozumienia, że zignorowałeś mój list, bezczelnie prosząc mnie, żebym wrócił z tobą. Oczekujesz ode mnie, że teraz rzucę ci się w ramiona? Chyba kpisz. Zrób to, o co prosiłem, inaczej ja zabiję ciebie! - krzyknął, pokonując dzielącą ich drogę i przewracając go. Sam zawisnął nad nim, a ich ciała dzieliły centymetry. Dla Thomasa była to najboleśniejsza chwila w jego życiu. Uporczywie wmawiał sobie, że blondyn tak nie myśli. 
-Nie mogę tego zrobić. Pamiętasz, jak podczas Prób na Pogorzelisku, gdy nie umieliśmy spać, liczyliśmy gwiazdy? - zaczął Thomas -  I jak zastanawialiśmy się "Co by było gdyby..."? I jak podczas jednego z naszych spacerów po Strefie wpadłem do dołu wykopanego przez Grabarzy? Śmiałeś się ze mnie przez następny tydzień. 
-NIE  CHCE TEGO SŁUCHAĆ! ZABIJ MNIE, CHOLERA! 
-A ten czerwony szalik, który masz na szyi? To ja go znalazłem i kazałem ci założyć, bo stwierdziłem, że będzie ci w nim dobrze - Thomas panicznie szukał argumentów - Ufasz mi prawda? To mnie dałeś tę cholerną karteczkę, a ja obiecałem, że cokolwiek by to nie było, zrobię to. Wiem, zawiodłem. Ale nie każ mi wspominać tego wszystkiego bez ciebie! - odetchnął histerycznie. Nigdy w życiu nie pragnął czegoś tak bardzo, jak tego by Newt ustąpił i zgodził się z nim pójść. Choć wiedział, że to niemożliwe, łapał się tej myśli, jak tonący brzytwy. 
-NIE MOGĘ! ZRÓB TO, TCHÓRZU. WYWIĄŻ SIĘ! - w głosie blondyna słychać było rozgoryczenie. Nagle zmiękł, rozluźnił uścisk, a jego oczy zaszkliły się, jakby przypomniał sobie wszystko, o czym Thomas wcześniej mówił. 
-Proszę, Tommy. Proszę - jego głos złagodniał.
-Jeśli muszę to zrobić, chcę odejść razem z tobą. Stary, nie wyobrażam sobie, wstawać codziennie rano, z myślą, że ciebie już nie ma. I to przeze mnie. 
Z sercem opadającym w czarną otchłań, nie dając mu chwili na odpowiedź, Thomas pociągnął za spust broni, którą trzymał. W tym samym momencie jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, a ciepłe łzy zaczęły skapywać na policzki, tworząc lśniące ślady na brudnej twarzy. 
Na czworakach podszedł do zwłok chłopaka, odrzuconych siłą strzału, i ujął jego dłoń. Dłoń nie raz obejmującą jego szyję, wielokrotnie machającą do niego, dłoń mierzwiącą jego włosy. Złapał za pistolet, którym popełnił największą zbrodnię i przystawił do własnej skroni. Chciał wrzeszczeć z bezsilności i obrzydzenia do samego siebie. Chciał to zrobić, bo był cholernym egoistą, pieprzonym krótasem, zbyt słabym, by poradzić sobie z wyrzutami sumienia i uczuciami. To go przerosło. Chyba każdy ma jakąś granicę, po której przekroczeniu, zdaje sobie sprawę, że po tym wszystkim co przeżył i tak jest beznadziejnie.
Nawet na ułamek sekundy nie pomyślał o Minho. O Lawrence'u, patrzącym na to wszystko. Ani nawet o całej wymierającej nacji ludzkiej. 
-Kocham cię, Newt... - po tych słowach wystrzelił. Drugi huk zwrócił uwagę grupki poparzeńców, stojącej nieopodal. Odwrócili się na tyle szybko, by zobaczyć ciało, upadające z głuchym łoskotem na piach. 
Thomas spełnił jedno swoje marzenie. Umarł, przy boku swojego przyjaciela, bez którego nie wyobrażał sobie dalszego życia. A czerwony szalik Newta powoli nasiąkał krwią ich obydwu. 
Jak to możliwe, że miłość może zrobić z człowiekiem tak paskudne rzeczy?

Miałam moment poważnego zawahania, ale opublikowałam, eh.