Odpalił różdżką papierosa. Błogie
uczucie, które powodował trujący dym rozprzestrzeniający się w powietrzu i jego
płucach, towarzyszyło mu każdej nocy, kiedy przychodził na Wieżę Założycieli. Prawdopodobnie nikt, wyłączając nauczycieli, nie miał o niej pojęcia. Dlatego właśnie ten zakątek stał się miejscem jego stałych wizyt. Pomieszczenie, w którym się znajdował było okrągłe. Ściany pokrywały regały pełne zakurzonych ksiąg. Na środku stało biurko z jedną z nich leżącą na blacie. Nigdy nie próbował otwierać żadnej. Zawsze, niezmiennie stawał przy balustradzie, nie zwracając większej uwagi na wyposażenie i detale.
Przygryzł wewnętrzną stronę policzka. I zadał sobie pytanie.
Czy przeszkadzał mu styl życia, jaki prowadził?
Nie, absolutnie nie.
Lecz czy nie ranił tym najważniejszych osób w swoim otoczeniu?
*Retrospekcja*
Żegnając kolejną dziewczynę, której imienia za cholerę nie umiał spamiętać, poprawił swoją przydługą blond grzywkę i zaczął się zastanawiać:
-R... Rose? Nie, nie. Rebecca? Hm... Ramones? Roxanne?
-Rosalia - cicho powiedziała brunetka, jakby czytała mu w myślach i wyszła.
Miał ogromną ochotę pójść za nią. Ale gdy tylko przekroczył próg sypialni i rozejrzał się, jej już nigdzie nie było. Zamiast niej stała jego siostra Astrid, jedna z niewielu osób, które kochał. Była jego zupełnym przeciwieństwem. Nie chodziło oczywiście o wygląd, bo pod tym względem byli jak dwie krople wody. Te same platynowe włosy, te same rysy, choć u niej prezentowały się one znacznie delikatniej. I ich największy atut: duże, stalowoniebieskie oczy. Różnili się zaś charakterem. On typ imprezowicza, młody bóg, kobieciarz na wielką skalę. Natomiast jego siostra nie traktowała innych rzeczowo, do wszystkich starała się odnosić z sympatią, była spokojna i siedziała w książkach. Patrząc na nią, z jej twarzy mógł wyczytać jedno. Zawód.
-Stajesz się taki jak ojciec. W latach świetności wielki książę Slytherinu, wzbudzający strach, ale zdemoralizowany przez ojca. Chcesz skończyć jak on teraz? Przygaszony, wręcz smutny, w całości poświęcony pracy, z synem kretynem, potrzebującym pomocy? - spytała z dezaprobatą, patrząc na trzymaną w jego dłoni szklankę w połowie zapełnioną Ognistą Whisky.
-Nie nazywaj mnie jego synem. On nigdy nie poświęcał mi czasu. Doceniłbym nawet chęci...
-Przeczysz samemu sobie. Wzbraniasz się przed waszym pokrewieństwem, a z dnia na dzień upodabniasz się do niego bardziej i bardziej. To wszystko, co mam ci do powiedzenia. Rozważ moje słowa, kochany braciszku.
*Koniec Retrospekcji*
Tak, ranił.
Jej słowa dudniły mu w głowie aż do teraz. Może faktycznie powinien się zastanowić nad sobą. Zmiana byłaby jedną z najtrudniejszych etapów w jego życiu. Ale ktoś musiał mu w tym pomóc.
Tak. Scorpius Malfoy potrzebował pomocy.
***
Zmierzała ku Wieży Założycieli, jedynego miejsca, gdzie mogła pobyć w samotności, ponieważ nie należało ono do tych uczęszczanych. Chłodny, wieczorny wiatr zawsze pomagał jej trzeźwo i jasno myśleć. A dziś wyjątkowo tego potrzebowała.
*Retrospekcja*
Nigdy nie była osobą cichą i pokorną. To, że należała do czołówki najlepszych uczniów w szkole nie kształtowało jej na spokojną myszkę, stroniącą przyjemności ludzkich, spełniającą czyjeś zachcianki. Niestety wszyscy ją tak postrzegali i wykorzystywali jej dobre serce. Oczywiście, że chętnie pomagała przyjaciołom, ale czasem i ją pewnie rzeczy przerastały. Tego dnia wstała z przekonaniem, że to się zmieni.
Zaczęło się zupełnie normalnie. Wstała o 8 i zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Dziś była sobota, więc przy stołach zasiadało wyjątkowo mało osób. Jak już jakieś spożywały swój posiłek, to najczęściej wraz ze znajomymi z innych domów.
Gdy nakładała na talerz naleśnika z truskawkami, dosiadł się do niej brunet o intensywnie niebieskich oczach - Felix Longbottom. Obdarzył ją uśmiechem, który odwzajemniła. Gryfon był jej przyjacielem od pieluch. Znali się jak przysłowiowe łyse konie.
-Hejka Rudzielcu.
-Hej Kluseczko - nazywała go tak, ponieważ, jako młodszy dzieciak był bardzo pucołowaty.
-Mam do ciebie prośbę. W końcu jesteś taka dobra ze wszystkiego... - zaczął przymilnym tonem - pomogłabyś mi z przygotowaniem się na pojutrzejszą lekcję eliksirów? Harrickson kazał mi przygotować esej na temat Eliksiru Wiggenowego i zaprezentować przed klasą, a nie chciałbym wyjść na głupka.
Dziewczyna zaczęła wymieniać cicho składniki:
-Woda miodowa, krew salamandry, ziele tojadu, róg jednorożca, kolce skrzydlicy... W końcowej fazie musi przybrać kolor zielony... Oczywiście, że ci pomogę - powiedziała już głośniej.
-Dzięki! - ucieszył się chłopak. Na odchodnym wycisnął jej na policzku soczystego całusa, na co ona zareagowała śmiechem.
W drodze powrotnej do Wieży Gryffindoru natknęła się na Minervę McGonnagal.
-Witam, panno Weasley.
-Dzień dobry pani profesor.
-Mam nadzieję, że słyszałaś już o Międzyszkolnym Konkursie Eliksirów? W tym roku Hogwart będzie gościł delegacje ze wszystkich zgłoszonych magicznych uczelni Europy. Ja i profesor Harrickson oczekujemy twojego zgłoszenia. To jedyna taka szansa. Mam nadzieję, że się rozumiemy?
-T-tak - wydukała Rose, zdziwona bezpośredniością dyrektorki.
-W takim razie życzę miłego dnia - odeszła, nie dając dziewczynie możliwości na odpowiedź.
Nie spodziewała się, że nawet Gruba Dama będzie czegoś od niej chcieć. Gdy dotarła do portretu strzegącego wejścia do Pokoju Wspólnego, ta poprosiła ją, by znalazła sir Cardigana i przekazała mu, że jego nowa zbroja jest do odbioru u Kirke na czwartym piętrze. Na pytanie dlaczego sama nie może tego zrobić, stwierdziła, że jest bardzo zmęczona i źle się czuje.
Wróciła zziajana. Konik rycerza miał wiele energii, sama się i tym przekonała, goniąc ten duet przez pół zamku.
W środku została jeszcze zaczepiona przez Lily, która prosiła ją o pomoc w doborze sukienki na randkę z Gravelem z Hufflepuffu. Oh, jakby ona się na tym znała!
Poczuła się szczęśliwa, na tyle ile można być po jej poranku, gdy znalazła się już w swoim dormitorium. Każdy czegoś od niej oczekiwał, a ona głupia nie potrafiła odmówić, nie chcąc nikogo zranić, bo sama cierpiała już wystarczająco.
Rzuciła się wściekła na łóżko. Leżała przez dłuższy czas z twarzą wtuloną w poduszkę i tylko rytmicznie poruszająca się stopa stanowiła znak, że dziewczyna żyje.
Policzyła do dziesięciu, co nie zmniejszyło jej irytacji. Jej matka powtarzała, że to podobno działa. Nie w jej przypadku. No ale co więcej mogła zrobić?
Nauczyć się odmawiać.
*Koniec retrospekcji*
Będąc już jedną nogą na szczycie Wieży usłyszała głębokie westchnienie. Spięła mięśnie gotowa do odwrotu. Była mocno zdziwiona obecnością kogoś. Ale niestety nie mogła się wycofać, ponieważ dobrze zbudowana blond postać, ubrana w czarny podkoszulek i dżinsy, stojąca do tej pory przy barierce tyłem do niej, odwróciła się i ruszyła w jej stronę.
Gdy chłopak, co można było wywnioskować po budowie ciała, znalazł się tuż przed nią, rozpoznała Scorpiusa Malfoya, aroganckiego Ślizgona, z którym wiecznie się o coś spierała. Z mieszaniną zdziwienia i triumfu mogła stwierdzić, że jej rywal wygląda na rozbitego.
-Co jest Malfoy? Okazało się, że przeleciałeś już wszystkie panienki w zamku? - zaczepiła go, w celu wyładowania na kimś swojej frustracji.
-Nie mam siły na sprzeczki Weasley, chcesz zostać, to zostań, byle byś była cicho, a jak przyszłaś po to, żeby się droczyć, to zjeżdżaj, bo dziś nie ręczę za siebie.
-Okej, nie denerwuj się, zamilknę, mnie też dziś łatwo wyprowadzić z równowagi - zgodziła się, lecz po chwili namysłu dodała wskazując na paczkę papierosów, wystającą z kieszeni Levios'ów* - Mogę?
-Palisz? - spytał podając jej porządaną rzecz.
-Okazyjnie - ucięła. Zapadła cisza. Okazało się jednak, że oboje są zbyt wygadani, by wytrzymać długo w milczeniu.
-Coś cię męczy, prawda? Powiesz mi co? - wypaliła dziewczyna.
-Ta - mruknął - Ciebie też, to widać. Ale jeszcze nie oszalałem, żeby się komukolwiek zwierzać.
-Uwierz mi, ulży ci. Nie będzie się to w tobie kotłować, a obiecuję, że to co mi powiesz, nie wyjdzie poza te ściany. A tak swoją drogą nie wiedziałam, że ktoś oprócz mnie tu zagląda.
Mówiąc to, zrobiła okrężny ruch ręką, ogarniający pomieszczenie. Chłopak wzruszył ramionami.
-Lubię spacerować po Hogwarcie. Nie trudno tu się dostać. Ale wracając do tematu... Pewnie wiesz wiele o moim ojcu - przytaknęła - I pewnie są to niepochlebne rzeczy - potwierdziła ponownie - No więc głównym problemem jest to, że zarzucono mi, iż się do niego upodabniam.
-Gdybyś był jak Draco w twoim wieku, nigdy byś tak ze mną nie rozmawiał - wtrąciła Ruda.
-Nie pod tym względem. Chodzi o zamiłowanie do łamania serc i alkoholu... Scorpius nie wytrzymał i uderzył pięścią w kamienną ścianę
-Kurwa, Weasley, naprawdę nie wierzę, że to mówię, ale pomóż mi.
-W jaki sposób? - mimo swojego zaskoczenia, nie dała po sobie poznać, że wytrącił ją z równowagi.
-Potrzebuję podpory psychicznej. Odwyku.
Na chwilę zapadła cisza. Tylko dym papierosowy wyciągał się i lizał powietrze, by po chwili cofnąć się i rozmyć w eterze.
-Zgadzam się - z ust Rose padły słowa, które za niedługo miały zmienić wszystko. I choć nie chciała łamać swojego postanowienia, miała nadzieję, że podjęła słuszną decyzję.
Gdy chłopak, co można było wywnioskować po budowie ciała, znalazł się tuż przed nią, rozpoznała Scorpiusa Malfoya, aroganckiego Ślizgona, z którym wiecznie się o coś spierała. Z mieszaniną zdziwienia i triumfu mogła stwierdzić, że jej rywal wygląda na rozbitego.
-Co jest Malfoy? Okazało się, że przeleciałeś już wszystkie panienki w zamku? - zaczepiła go, w celu wyładowania na kimś swojej frustracji.
-Nie mam siły na sprzeczki Weasley, chcesz zostać, to zostań, byle byś była cicho, a jak przyszłaś po to, żeby się droczyć, to zjeżdżaj, bo dziś nie ręczę za siebie.
-Okej, nie denerwuj się, zamilknę, mnie też dziś łatwo wyprowadzić z równowagi - zgodziła się, lecz po chwili namysłu dodała wskazując na paczkę papierosów, wystającą z kieszeni Levios'ów* - Mogę?
-Palisz? - spytał podając jej porządaną rzecz.
-Okazyjnie - ucięła. Zapadła cisza. Okazało się jednak, że oboje są zbyt wygadani, by wytrzymać długo w milczeniu.
-Coś cię męczy, prawda? Powiesz mi co? - wypaliła dziewczyna.
-Ta - mruknął - Ciebie też, to widać. Ale jeszcze nie oszalałem, żeby się komukolwiek zwierzać.
-Uwierz mi, ulży ci. Nie będzie się to w tobie kotłować, a obiecuję, że to co mi powiesz, nie wyjdzie poza te ściany. A tak swoją drogą nie wiedziałam, że ktoś oprócz mnie tu zagląda.
Mówiąc to, zrobiła okrężny ruch ręką, ogarniający pomieszczenie. Chłopak wzruszył ramionami.
-Lubię spacerować po Hogwarcie. Nie trudno tu się dostać. Ale wracając do tematu... Pewnie wiesz wiele o moim ojcu - przytaknęła - I pewnie są to niepochlebne rzeczy - potwierdziła ponownie - No więc głównym problemem jest to, że zarzucono mi, iż się do niego upodabniam.
-Gdybyś był jak Draco w twoim wieku, nigdy byś tak ze mną nie rozmawiał - wtrąciła Ruda.
-Nie pod tym względem. Chodzi o zamiłowanie do łamania serc i alkoholu... Scorpius nie wytrzymał i uderzył pięścią w kamienną ścianę
-Kurwa, Weasley, naprawdę nie wierzę, że to mówię, ale pomóż mi.
-W jaki sposób? - mimo swojego zaskoczenia, nie dała po sobie poznać, że wytrącił ją z równowagi.
-Potrzebuję podpory psychicznej. Odwyku.
Na chwilę zapadła cisza. Tylko dym papierosowy wyciągał się i lizał powietrze, by po chwili cofnąć się i rozmyć w eterze.
-Zgadzam się - z ust Rose padły słowa, które za niedługo miały zmienić wszystko. I choć nie chciała łamać swojego postanowienia, miała nadzieję, że podjęła słuszną decyzję.
Może i towarzystwo Ślizgona i na nią wpłynęłyby pozytywnie... Chciała to sprawdzić.
~~~~
*Nazwa zmodyfikowana na potrzeby opowiadania od pierwowzoru Levi's - znanej marki.
~~~~
*Nazwa zmodyfikowana na potrzeby opowiadania od pierwowzoru Levi's - znanej marki.
Nie pisałam dokładnej lokalizacji W. Założycieli, ponieważ nie chciałam tego wymyślać.
Dokładnie dziś, taka wdzięczna data, mija rok od założenia tego Scorose.
Cóż, to bardzo zabawne, ale nie posunęłam się zbyt daleko. Ale drugi rok będzie lepszy, obiecuję to i Wam i sobie. Dziękuję tym, którzy wytrzymali ten czas z moją zmiennością <3
Łapcie taką rocznicową króciutką miniaturkę. Myślicie, że Rose dobrze postanowiła?
Rozdziału jeszcze nie zaczęłam, ale mam już na niego pomysł.
W tekście będą błędy, ponieważ piszę z telefonu, bo jestem na wakacjach, ale bardzo mi zależało, żeby to dziś dodać;)
Ściskam ciepło.
Z.
No, proszę, już roczek. Jak ten czas szybko leci, prawda?
OdpowiedzUsuńKomentuję po czasie, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz i przyjmiesz spóźnione życzenia. :D No więc życzę ci kochana Znieważono (przepraszam, jeśli źle odmieniłam) duuuużo weny, bo jej nigdy nie jest za dużo, wiele pomysłów na parę Rose i Scorpius, innych bohaterów, a także wytrwałości no i tego, aby przez cały kolejny rok ten blog został zapełniony kolejnymi rozdziałami tego opowiadania. :) ♥
A teraz co do miniaturki - naprawdę mi się podoba (w sumie to odkąd zaczęłam sama je pisać bardzo lubię je czytać, wcześniej jakoś nie byłam przekonana). Fajnie pokazałaś w retrospekcji Rose, że nie umie nikomu odmówić, umiem sobie wyobrazić ją taką wyobrazić.. :) Hahah, no i Felix "Kluseczka" Longbottom - kocham. <3
Dobrze, że Astrid dała Scorpiusowi do myślenia i teraz ślizgon chce się zmienić, przestać być chłopakiem, który skacze z kwiatka na kwiatek. Rosie na pewno mu z tym pomoże. :D
Końcówka mi się podoba, choć zostawia pewien niedosyt, że chce się czytać więcej. Zastanawiam się, czy planujesz jakąś kolejną część (kiedyś, kiedyś), czy taki był zamiar? :)
Pozdrawiam cieplutko i życzę wspaniałych wakacji. ♥
Ps. Podoba mi się ta zmiana nazwy papierosów na Levios'a, pomysłowe. :D
[zagubione-niebo]
[rose-stella-weasley]
Dziękuję Ci najmocniej za te życzenia, sama mam nadzieję, że rozdziały będą się pojawiały częsciej ❤
UsuńCieszę się, że miniaturka się podoba. To świetnie, że umiałaś wyobrazić sobie przedstawioną Rose
Felix - taki wesoły promyczek, haha
Może kiedyś jakaś druga część...
Pozdrawiam również i nawzajem ^^
Z.