~"Nigdy nie zabieraj komuś nadziei.
Może to jedyne co mu pozostało."
Uczucie pustki jej nie opuszczało. Nadal czuła, że brakuje jej czegoś ważnego. Cząstki samej siebie. Ochota, aby rzucić wszystko i uciec powoli przejmowała cały jej umysł. Nie umiała odnaleźć się wśród ogromu nauki, żałoby i tajemnicy, która nadal pozostawała nierozwiązana i taka miała pozostać jeszcze długo. Nie miała dla kogo oddychać, jeść, funkcjonować normalnie. Tylko dzięki Rose i matce powstrzymywała się od skończenia ze sobą. Nawet wróciła do nałogu. Zaczęła znów palić. Niby mugolski wynalazek, a jakże przydatny. Uwielbiała to uczucie, gdy szary, trujący dym wypełniał jej płuca. Ludzie mogli uznać ją za żałosną nastolatkę, która nie zna życia, ale ona miała problemy. Bardzo dobrzy, wnikliwi obserwatorzy i ludzie z jej najbliższego otoczenia to zauważali. Tylko ci przeciętni myśleli, że sobie radzi, a ona tak na prawdę nie chciała by wydało się, że nie jest odważna i nie potrafi sprzeciwić się pułapkom, które zgotował dla niej los. Dużo nadrabiała ubiorem. Czarne ubrania królowały w jej szafie. Zaś pod nimi kryła się wrażliwa dziewczyna.
Na razie rany po śmierci ojca były świeże. Gdy powoli zaczną się zabliźniać, może właśnie wtedy zrozumie, że nie można tak żyć, że jest wiele osób, którym na niej zależy i weźmie się w garść.
Możliwe, że to kiedyś nastąpi. Tylko kiedy? Niektórzy ludzie mają słabszą psychikę i blizny pozostawają widoczne przez długi czas, nie potrafią się pozbierać, a inni nie martwią się aż tak, co nie zostawia im widocznych śladów na duszy, są silni. I to wychodzi im na dobre.
***
Siedziała nad jeziorem z książką na kolanach. Mimo jesiennej pory, słońce grzało, więc uczniowie Hogwartu łapali ostatnie ciepłe promienie.
Delikatny wiatr bawił się jej rudymi włosami, a refleksy słoneczne zostawiały ślad w postaci blasku na lokach. Nagie stopy dziewczyny muskały lekko powierzchnię wody, delikatnie ją wzburzając. Gałęzie drzew pochylały się ku niej, jakby chciały podziękować za samą obecność. Trawa pod platanem, pod którym zajęła miejsce była soczyście zielona, cieszyła oko.
Nie potrafiła się skupić na lekturze, bo rozpraszało ją piękno przyrody wokół i wesołe okrzyki z oddali. Jej wcale nie było do śmiechu. Jeszcze nie dostała odpowiedzi na list, który przedwczoraj wysłała do mamy. Dzisiejszy wieczór był ostatnim, który miała spędzić w towarzystwie Malfoya. Wczoraj, w starej sali OPCM, nie znaleźli nic, co mogłoby im pomóc. Zamknęła delikatnie podręcznik i z większym zapałem zaczęła machać stopami. Złapała mały kamyczek i rzuciła nim przed siebie. Wpadł do jeziora z ledwie słyszalnym pluskiem. Ponowiła rzut. Teraz na oślep podnosiła odłamki skał. W pewnej chwili zza trocin wyskoczyła mała rybka i sprawnie przechwyciła kamyk. Za drugim i trzecim razem uczyniła to samo. Gryfonka, nie patrząc co unosi, zabrała z ziemi małą, fioletową kulkę. Wykonując zamach poczuła pieczenie w opuszkach palców, ale to zignorowała. Gdy stworzenie dotknęło tego płetwą grzbietową, przybrało niezdrowo zielony kolor i spadło. Chwilę dryfowało po powierzchni, lecz szybko zostało wciągnięte w ciemne odmęty przez mackę kałamarnicy, królującej w hogwarckim jeziorze.
Nieznośny ból w ręce nasilił się. Dopiero wtedy Rose spojrzała na miejsce, skąd podnosiła kamienie oraz na swoje palce. W trawie rosły grzybki o purpurowym zabarwieniu. Zaś jej dłoń cała pożółkła. Weasley zareagowała bardzo szybko. Wyczarowała pudełko i przeniosła do niego rośliny za pomocą różdżki. Schowała je do torby i skierowała się do Skrzydła Szpitalnego.
Będzie musiała porozmawiać ze Scorpiusem.
Pani Pamela Pomfrey, córka Poppy, poprzedniej pielęgniarki, miała bardzo zaskoczoną minę. Co chwilę coś do siebie mamrotała. Do uszu dziewczyny dotarły tylko urywki zdań: "Ostatnio stało się to tak dawno...", "Kolejne ofiary" i "Babka mi opowiadała..."
W czasie, w którym kobieta krzątała się w swoim gabinecie, Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu. Zajmowało ono dużą powierzchnię i było sterylnie białe. Znajdowały się tu dwa rzędy łóżek, a obok każdego stała szafka nocna i parawan. Izba była bardzo dobrze oświetlona, dzięki dużym, wysokim oknom. W każdym z nich były kraty, gdyby któremuś z pacjentów przyszła na myśl ucieczka.
Z rozmyślań wyrwał ją okropny zapach, przypominający wyciąg ze szczuroszczeta z domieszką osocza czyrakobulwy. Pod nos podetknięta jej została półprzeźroczysta maść.
-Smaruj tym rękę codziennie wieczorem. Gdy opuchlizna zejdzie, przyjdź na kontrolę. Co do tego, co przyniosłaś, wyślę to do laboratorium Świętego Munga do analizy. Gdy tylko czegoś się dowiem, dam ci znać. A teraz zmykaj.
-Dziękuję bardzo - wychodząc uśmiechnęła się. Przekraczając próg, w oczy rzuciła jej się brązowa koperta. Akta Bartyldy Wells. W jej głowie zaczął kiełkować plan. Niemal było słychać intensywnie pracujące zębatki.
Swoje kroki skierowała do wieży Ravenclawu. Przywitał ją głos.
-Kierowca Błędnego Rycerza ma brata. Lecz ten brat nie ma brata. Jak to możliwe?
-Kierowcą jest kobieta, jej brat ma siostrę - westchnęła - Coraz łatwiejsze te zagadki.
Weszła do środka.
-Finnigan! - zawołała do koleżanki siedzącej na kanapie obitej w granatowy materiał w żółte gwiazdki.
Nawoływana dziewczyna leniwie podniosła wzrok znad szkicownika i wyjęła końcówkę ołówka z ust. Jej pasją było rysowanie. Była znana ze swoich malunków i szkiców na cały Hogwart. Dziewczyny ustawiały się w kolejce po portrety i projekty sukienek. Na widok rudej Gryfonki kąciki ust Selene powędrowały w górę. Weasley odwzajemniła uśmiech i zajęła miejsce obok lustrując oczami otaczające ją ściany. Pokój Wspólny Krukonów był okrągły. Granatowy dywan miał taki sam wzór jak obicie sofy, na której siedziały. Na kopulastym suficie również takowy się znajdował. Po prawej znajdowały się schody do dormitoriów. Dziewczyny miały prawo do swoich prywatnych sypialni, które zostały im zaoferowane, gdy otrzymały plakietki prefektów naczelnych. Ale nie zdecydowały się na nie, chcąc spędzić ostatni rok w towarzystwie znajomych. Lecz w każdej chwili mogły zmienić decyzję.
Codzienne zachowanie Sel dawało wiele do życzenia, ale uczyła się bardzo dobrze i mimo wszystko, gdy przyszło co do czego potrafiła zachować się stosownie. Dlatego to jej została przydzielona ta funkcja. Prefektem naczelnym Slytherinu został oczywiście Malfoy, a z Hufflepuffu wybrano Maxa Legnickiego. Ten chłopak miał korzenie polskie, ale jako mały brzdąc przeprowadził się z matką do Londynu. Nie rzucał się specjalnie w oczy, więc jego twarz nie utkwiła uczennicom w głowach.
-Muszę z tobą pogadać - streściła pokrótce sytuację, ze szlabanu i tą, przez którą miała opatrzoną dłoń - Możemy się dowiedzieć więcej z akt tej dziewczyny i gdy zostaną dostarczone wyniki badań...
W głowie Scorpiusa panował natłok myśli. Przeczył samemu sobie, chcąc z nią siedzieć...
W sumie to teraz topór wojenny Slytherinu i Gryffindoru z roku na rok zakopywany był coraz głębiej. Uczniowie kiedyś wrogich domów widywani byli razem codziennie. Ale on i Weasley to wyjątek. Ale jak wiadomo, każdy taki potwierdza regułę. Nawet jeśli chciałbym się z nią dogadać, to nie potrafię. Ale ja nie chcę!
Nieznośny ból w ręce nasilił się. Dopiero wtedy Rose spojrzała na miejsce, skąd podnosiła kamienie oraz na swoje palce. W trawie rosły grzybki o purpurowym zabarwieniu. Zaś jej dłoń cała pożółkła. Weasley zareagowała bardzo szybko. Wyczarowała pudełko i przeniosła do niego rośliny za pomocą różdżki. Schowała je do torby i skierowała się do Skrzydła Szpitalnego.
Będzie musiała porozmawiać ze Scorpiusem.
Pani Pamela Pomfrey, córka Poppy, poprzedniej pielęgniarki, miała bardzo zaskoczoną minę. Co chwilę coś do siebie mamrotała. Do uszu dziewczyny dotarły tylko urywki zdań: "Ostatnio stało się to tak dawno...", "Kolejne ofiary" i "Babka mi opowiadała..."
W czasie, w którym kobieta krzątała się w swoim gabinecie, Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu. Zajmowało ono dużą powierzchnię i było sterylnie białe. Znajdowały się tu dwa rzędy łóżek, a obok każdego stała szafka nocna i parawan. Izba była bardzo dobrze oświetlona, dzięki dużym, wysokim oknom. W każdym z nich były kraty, gdyby któremuś z pacjentów przyszła na myśl ucieczka.
Z rozmyślań wyrwał ją okropny zapach, przypominający wyciąg ze szczuroszczeta z domieszką osocza czyrakobulwy. Pod nos podetknięta jej została półprzeźroczysta maść.
-Smaruj tym rękę codziennie wieczorem. Gdy opuchlizna zejdzie, przyjdź na kontrolę. Co do tego, co przyniosłaś, wyślę to do laboratorium Świętego Munga do analizy. Gdy tylko czegoś się dowiem, dam ci znać. A teraz zmykaj.
-Dziękuję bardzo - wychodząc uśmiechnęła się. Przekraczając próg, w oczy rzuciła jej się brązowa koperta. Akta Bartyldy Wells. W jej głowie zaczął kiełkować plan. Niemal było słychać intensywnie pracujące zębatki.
Swoje kroki skierowała do wieży Ravenclawu. Przywitał ją głos.
-Kierowca Błędnego Rycerza ma brata. Lecz ten brat nie ma brata. Jak to możliwe?
-Kierowcą jest kobieta, jej brat ma siostrę - westchnęła - Coraz łatwiejsze te zagadki.
Weszła do środka.
-Finnigan! - zawołała do koleżanki siedzącej na kanapie obitej w granatowy materiał w żółte gwiazdki.
Nawoływana dziewczyna leniwie podniosła wzrok znad szkicownika i wyjęła końcówkę ołówka z ust. Jej pasją było rysowanie. Była znana ze swoich malunków i szkiców na cały Hogwart. Dziewczyny ustawiały się w kolejce po portrety i projekty sukienek. Na widok rudej Gryfonki kąciki ust Selene powędrowały w górę. Weasley odwzajemniła uśmiech i zajęła miejsce obok lustrując oczami otaczające ją ściany. Pokój Wspólny Krukonów był okrągły. Granatowy dywan miał taki sam wzór jak obicie sofy, na której siedziały. Na kopulastym suficie również takowy się znajdował. Po prawej znajdowały się schody do dormitoriów. Dziewczyny miały prawo do swoich prywatnych sypialni, które zostały im zaoferowane, gdy otrzymały plakietki prefektów naczelnych. Ale nie zdecydowały się na nie, chcąc spędzić ostatni rok w towarzystwie znajomych. Lecz w każdej chwili mogły zmienić decyzję.
Codzienne zachowanie Sel dawało wiele do życzenia, ale uczyła się bardzo dobrze i mimo wszystko, gdy przyszło co do czego potrafiła zachować się stosownie. Dlatego to jej została przydzielona ta funkcja. Prefektem naczelnym Slytherinu został oczywiście Malfoy, a z Hufflepuffu wybrano Maxa Legnickiego. Ten chłopak miał korzenie polskie, ale jako mały brzdąc przeprowadził się z matką do Londynu. Nie rzucał się specjalnie w oczy, więc jego twarz nie utkwiła uczennicom w głowach.
-Muszę z tobą pogadać - streściła pokrótce sytuację, ze szlabanu i tą, przez którą miała opatrzoną dłoń - Możemy się dowiedzieć więcej z akt tej dziewczyny i gdy zostaną dostarczone wyniki badań...
***
Nie mógł przeoczyć wejścia tej istoty. Idealna sylwetka i płomienne włosy wyróżniały się na tle innych. Był tak zaślepiony jej urodą, że nie dostrzegał wad, a było ich kilka. Właściwie to nie znał jej charakteru, a wcześniej nie zwracał na nią uwagi, ponieważ nie przyciągała tylu spojrzeń co teraz. Miał sporą konkurencję. Między innymi tego dupka Malfoya. Co było w nim takiego cudownego? Bo w jego mniemaniu najinteligentniejszy on nie był, ewentualnie przystojny. Co on miał, czym on nie został obdarzony? No tak, urodę, pieniądze i czystą krew. Ale czy Rose na to leciała? Widać, że coś między nimi było, co można było wywnioskować po przedwczorajszym dniu. Był zazdrosny i zakochany. A tak przynajmniej twierdził, bo w końcu jak można nazwać miłością 4 dniową znajomość? Jeśli podobał mu się jej wygląd, było to tylko zauroczenie, a on powinien to wiedzieć. Miał siedemnaście lat i był uczniem domu Roweny. Cóż, podobno miłość jest ślepa... A on był na to żywym przykładem.
Postanowił nie dopuścić do tego, by między tą dwójką dawnych wrogów do czegoś doszło. Rose musiała być jego.
Z łatwością można było stwierdzić, że Travis Border był próżnym, egoistycznym, zaślepionym kretynem.
***
-To dziś po moim szlabanie pod Skrzydłem, ok? Teraz pójdę do Malfoya mu wszystko opowiedzieć, on pójdzie z nami.
-Dobra, leć spotkać się z tym swoim kochasiem - śmiech zielonookiej wypełnił pomieszczenie. Po chwili wtórowała jej również rówieśniczka.
-Moim kochasiem? Jesteś nienormalna. Po prostu muszę z nim współpracować, tylko bez utrudniania wszystkiego chamskimi docinkami.
-Ja i tak wiem swoje... - wyszeptała do siebie. Ona po prostu to czuła. Ale prędzej wigilia w maju trafi, a krowy zaczną latać, niż oni by się przyznali, że zaczęli się tolerować - Ja wiem! - powiedziała głośniej, ale rudowłosa już tego nie usłyszała, bo znalazła się na schodach prowadzących do drzwi. Chwilę później wyszedł Trav. Miała ochotę go zatrzymać, bo miała przeczucie, że zrobi coś głupiego. W końcu zawistny człowiek może zrobić wiele. Ale tym razem nie posłuchała swojej intuicji. Została na miejscu i wróciła do przerwanej czynności. W jej głowie tworzyła się koncepcja projektu, który chciała ukończyć na urodziny Rose 22 listopada
***
Miała przeczucie, że ktoś za nią idzie, ale gdy odwracała głowę, widziała tylko długi korytarz, oświetlony pochodniami. Kiedy doszła do lochów, stanęła przed kamienną ścianą i wypowiedziała hasło.
-Czystokrwiści.
Gdy przejście ukazało się w pełni, weszła do środka. Siedziba Slytherinu utrzymana była w srebrno - zielono - czarnej tonacji. W momencie, w którym oczy dziewczyny przywykły do tych kolorów, ruszyła wgłąb słabo oświetlonego pokoju. Brak naturalnego światła powodował fakt, iż to miejsce znajdowało się pod jeziorem, więc jedynymi dobrymi źródłami światła były kryształowa lampa na środku i pojedyncze kinkiety na ścianach. Osoba, której szukała, siedziała na jednym z zielonych foteli ze stopami skierowanymi w stronę kominka, choć wcale nie było chłodno. Nie miała zamiaru krzyczeć do niego z takiej odległości, więc sama pofatygowała się do jaśniepana. Tym samym zwróciła na siebie wiele zaciekawionych i obrzydzonych spojrzeń. Te drugie należały do płci pięknej. Zaś niektórzy panowie przyglądali się jej z pożądaniem w oczach. Gdy siadła na podłokietniku obok nastolatka, fala natarczywych spojrzeń nasiliła się.
-Musimy pogadać - zaczęła
-No to mów.
-Ale nie tutaj!
-Czy przeszkadza ci obecność moich przyjaciół z domu? To ty im powinnaś zawadzać.
-Mam ich gdzieś, chodzi mi o to, że nie chcę, by ktoś usłyszał - oparła brodę o zranioną dłoń i syknęła z bólu.
-Co się stało? - spytał zaciekawiony.
-Jak ruszysz arystokratyczne cztery litery, to się dowiesz. Muszę z tobą odbębnić tą pieprzoną karę i chcąc nie chcąc, rozwiązać tajemnicę, więc przestań zachowywać się jak dziecko i nie utrudniaj, bo im bardziej się postaramy, tym szybciej nie będziemy musieli na siebie patrzeć - tymi słowami przekonała blondyna.
-Dobra, okej, wyluzuj i chodź. Ale przypominam ci, że nawet jak skończymy siedzisz, ze mną na numerologii. Tylko ty możesz mnie uratować od natarczywych idiotek. - puścił jej oczko.
Salazarze, jaka ona jest denerwująca. Co sobie inni pomyślą, jak zobaczą, że się z nią zadaję? A z resztą, co mnie interesuje opinia innych... Ale i tak powinienem dbać o swoją reputację... Dobra, mam nadzieję na prędkie zakończenie tej całej farsy.W głowie Scorpiusa panował natłok myśli. Przeczył samemu sobie, chcąc z nią siedzieć...
W sumie to teraz topór wojenny Slytherinu i Gryffindoru z roku na rok zakopywany był coraz głębiej. Uczniowie kiedyś wrogich domów widywani byli razem codziennie. Ale on i Weasley to wyjątek. Ale jak wiadomo, każdy taki potwierdza regułę. Nawet jeśli chciałbym się z nią dogadać, to nie potrafię. Ale ja nie chcę!
Znając życie Xav by teraz wystrzelił z zakładem, że jeszcze w tym roku mi się to zmieni. A ja w tym momencie zaśmiałbym się i przyjął propozycję. Bo wygrałbym...
-Malfoy, czy ty mnie słuchasz?
-Co? Nie, mogłabyś powtórzyć?
-Mówiłam, że jesteś najprzystojniejszym i najinteligentniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. No i najlepszym graczem quiddicha - powiedziała z poważną miną.
-Serio? Chyba to sobie gdzieś zapiszę - blondyn oniemiał. Dopiero śmiech jego towarzyszki uświadomił mu, że żartowała.
-W życiu bym tak nie powiedziała. Musiałabym oszaleć.
-Na moim punkcie! I to się stanie jeszcze w tym roku - był bardzo pewny, gdy to mówił.
-Tak, a potem się obudzisz. Czy mogę ci już wyjaśnić co się stało? - I nie czekając na pozwolenie, wyjaśniła wszystko. Gdy skończyła Scorp stwierdził:
-W takim razie wiemy, że ten grzybek zabija i zostawia ślady na ciele. Poczytaj coś więcej w tej książce i daj mi znać na szlabanie, okej?
-Tak, cześć - pożegnała się. Chłopak odszedł bez słowa, zatracając się na nowo w swoim świecie.
Bordera przysłuchującego się rozmowie tej dwójki omal nie trafił szlag. Kryjąc się za jedną z najbliższych zbroi, oddychał ciężko. Nie wiedział, czy to z powodu wieloletniej astmy, czy raczej ze złości. Gdy tylko rude włosy zniknęły z jego pola widzenia, oparł się z ulgą na lewym barku, zapominając za czym stał. Metalowe części posypały się po kamiennej posadzce, a on z łoskotem upadł na nie. Zbroja pozbierała się sama, lecz jemu było dużo trudniej. Gdy jedna z opach zaczęła uwierać go w plecy, próbując się wydostać, usłyszał kroki.
-Travis? Co ty tu robisz? Chyba nie podsłuchiwałeś mojej rozmowy? - stanęła nad nim Rose, podparta pod boki z miną surowej matki.
-Co? Nie, wracałem z biblioteki, gdy przebiegł mi pod nogami szczur. No i się wywróciłem - Krukon wymyślił na poczekaniu jakieś kłamstwo, ale zdradziły go czerwone plamy na uszach.
-Tak? A wydawało mi się, że biblioteka jest w zupełnie innej części zamku, bo na pewno nie w lochach - spojrzała na niego z dezaprobatą w oczach i uniesioną jedną brwią, czemu towarzyszył ironiczny uśmiech. Oj, jak bardzo teraz przypominała pewnego Ślizgona...
-Boo... zrobiłem sobie spacer - pokraśniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwe.
-Dobra, nie pogrążaj się już, tylko wstawaj - podała mu rękę. Zamiast przyjąć oferowaną pomoc, chłopak obszedł się dumą i zignorował wyciągniętą dłoń Gryfonki.
-No, skoro się już pozbierałeś, to ja lecę, muszę jeszcze czegoś poszukać i posiedzieć z Malfoyem na szlabanie.
1:0 dla ciebie, blondasku. Ale to ja wygram.
I tak rozpoczęła się mała wojna, o której istnieniu miał pojęcie tylko jeden zawodnik. Ustaloną nagrodą miała być Rose, co nie mogło się dobrze skończyć dla niego, bo mówi się, że kobiety nie lubią być traktowane rzeczowo. Prawda?
-Malfoy, czy ty mnie słuchasz?
-Co? Nie, mogłabyś powtórzyć?
-Mówiłam, że jesteś najprzystojniejszym i najinteligentniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. No i najlepszym graczem quiddicha - powiedziała z poważną miną.
-Serio? Chyba to sobie gdzieś zapiszę - blondyn oniemiał. Dopiero śmiech jego towarzyszki uświadomił mu, że żartowała.
-W życiu bym tak nie powiedziała. Musiałabym oszaleć.
-Na moim punkcie! I to się stanie jeszcze w tym roku - był bardzo pewny, gdy to mówił.
-Tak, a potem się obudzisz. Czy mogę ci już wyjaśnić co się stało? - I nie czekając na pozwolenie, wyjaśniła wszystko. Gdy skończyła Scorp stwierdził:
-W takim razie wiemy, że ten grzybek zabija i zostawia ślady na ciele. Poczytaj coś więcej w tej książce i daj mi znać na szlabanie, okej?
-Tak, cześć - pożegnała się. Chłopak odszedł bez słowa, zatracając się na nowo w swoim świecie.
***
-Travis? Co ty tu robisz? Chyba nie podsłuchiwałeś mojej rozmowy? - stanęła nad nim Rose, podparta pod boki z miną surowej matki.
-Co? Nie, wracałem z biblioteki, gdy przebiegł mi pod nogami szczur. No i się wywróciłem - Krukon wymyślił na poczekaniu jakieś kłamstwo, ale zdradziły go czerwone plamy na uszach.
-Tak? A wydawało mi się, że biblioteka jest w zupełnie innej części zamku, bo na pewno nie w lochach - spojrzała na niego z dezaprobatą w oczach i uniesioną jedną brwią, czemu towarzyszył ironiczny uśmiech. Oj, jak bardzo teraz przypominała pewnego Ślizgona...
-Boo... zrobiłem sobie spacer - pokraśniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwe.
-Dobra, nie pogrążaj się już, tylko wstawaj - podała mu rękę. Zamiast przyjąć oferowaną pomoc, chłopak obszedł się dumą i zignorował wyciągniętą dłoń Gryfonki.
-No, skoro się już pozbierałeś, to ja lecę, muszę jeszcze czegoś poszukać i posiedzieć z Malfoyem na szlabanie.
1:0 dla ciebie, blondasku. Ale to ja wygram.
I tak rozpoczęła się mała wojna, o której istnieniu miał pojęcie tylko jeden zawodnik. Ustaloną nagrodą miała być Rose, co nie mogło się dobrze skończyć dla niego, bo mówi się, że kobiety nie lubią być traktowane rzeczowo. Prawda?
***
Wróciłam. Wczoraj złapałam wenę i naskrobałam coś takiego.
Są nasi główni bohaterowie. I inni. Choć nadal chyba tych "innych" jest za mało. W następnym rozdziale postaram się skupić tylko na nich.
Czyli odwieszony? Myślę, że tak.
Bardzo się z tego powodu cieszę. Enjoy:)
Ściskam.
Z.
*Chwila zawahania. Opublikuj.*
Niedawno opublikowałam komentarz i nagle się okazuje, że wróciłaś! Bardzo się z tego powodu cieszę. :)
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda mi Finningan, śmierć ojca bardzo musiała na nią wpłynąć (zresztą na kogo by nie wpłynęła?). Mam jednak nadzieję, że da sobie z tym radę, a przyjaciele jej w tym pomogą.
"Codzienne zachowanie Sel dawało wiele do życzenia, ale uczyła się bardzo dobrze, ale jak przyszło co do czego potrafiła zachować się stosownie, dlatego to jej została przydzielona ta funkcja" tutaj wydaje mi się, że zamiast tego drugiego "ale" mogłoby być "i kiedy".
Bardzo mi się podoba, że pielęgniarką w Hogwarcie jest Pamela, córka pani Pomfrey! :D Bardzo pomysłowo.
Mam nadzieję, że Scorpius pobije tego całego Travisa żeby przestał na nią ostrzyć pazurki! Panna Weasley nie dla niego :D
"Jak ruszysz arystokratyczne cztery litery, to się dowiesz." - hahahah, nie no uwielbiam cię. :D Więcej takich tekstów proszę. ;)
Ode mnie to tyle, pozdrawiam serdecznie!
[zagubione-niebo]
[rose-stella-weasley]
Wróciłam, właściwie dzięki Twojemu komentarzowi, bo czytając go, stwierdziłam że warto:))
UsuńO, to faktycznie do poprawy, dziękuję ^^
Wiesz, ja sama Travisa nie lubię, mimo to, że to moja postać
Jestem wdzięczna za miłe słowa :D
Ściskam!
Witaj, za chwilę zacznę czytać Twój rozdział, a tymczasem chciałabym Cię gorąco zaprosić na mojego bloga. Może go pamiętasz? ,,Para w Gryffindorze" Pojawił się na nim nowy rozdział :) Liczę na Twoją opinie i pozdrawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńMania :)
http://life-with-fremione.blogspot.com/
Oczywiście, że pamiętam, bardzo chętnie przeczytam i skomentuję!:D
UsuńP.S. Następnym razrm zapraszam do zakładki "Fairy Spam"
Ściskam;)
Hej. E tam, nie wahaj się z dodawaniem nowego postu. Idź na żywioł; nie sprawdzisz, jeśli nie spróbujesz ;)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się drugi akapit. Ładnie opisałaś moment, w którym Rose siedziała nad wodą. Można było sobie naprawdę to wyobrazić i poczuć tę atmosferę, Ale a propos...:) piszę się ,,naprawdę'', nie ,,na prawdę''. Fajnie, że Rose nie boi się wejść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i nie daje się Malfoyowi i jego gadce. Ciekawy pomysł z tymi grzybkami.
Cieszę się, że pojawiają się nowi bohaterowie. Mimo że dałaś nam poznać trochę ich charakter, mam nadzieję na więcej dialogów. Chciałabym lepiej ich zrozumieć i wyobrazić sobie ich jak ludzi z krwi i kości, a nie wyłącznie zbudowanych ze słów ;).Plus, odniosłam wrażenie, jakby w Twoim opowiadaniu nie było różnicy między prefektami a prefektami naczelnymi, a w oryginale Harry'ego przecież to dwie różne rzeczy...Mam rację czy czegoś nie doczytałam? Jeśli nie doczytałam, przepraszam, Jeszcze moja jedna rada będzie dotyczyć czegoś, co dla mnie też jest kłopotliwe. Chodzi mi o zdania tak złożone, że troszkę tracą na znaczeniu i nie brzmią zbyt dobrze. Jeśli jakieś zdanie można podzielić, by łatwiej było je zrozumieć i łatwiej się je czytało, śmiało.
Długość rozdziału- gicik :D.
Do następnego postu,
hopelessdream
scorose-our-senior-year.blogspot.com
.
Szczerze? Też mi się podoba ten kawałek, haha
Usuń"Napewno" zawsze mam z tym problem, nigdy nie wiem, eh.
Co do tych prefektów, to w zeszycie mam napisane "naczelnych". Tu tego nie dopisałam, ominęłam słowo, a przy sprawdzaniu nie zauważyłam, masz rację, jak najbardziej.
Zdania złożone, tak, jeden z moich problemów, wiem, nad tym muszę popracować. Kolejnym problemem jest: "Za mało opisów, czy za mało dialogów?"
Dobrze, że trening czyni mistrza:)
W każdym razie dziękuję za komentarz i ściskam:))
Z.