piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział V Tak ruda jak uparta


Dzień pierwszego meczu
    Scorpius siedział na śniadaniu, niemrawo mieszając łyżką w płatkach. Był zestresowany, ponieważ przez wypadek Albusa musiał wystawić rezerwowego obrońcę - Cole'a Evansa. Młodszy chłopak nie był zły, ale nadal nie odnajdował się w stu procentach w ich taktyce. Przyjrzał się twarzom innych zawodników. Wszyscy byli bladzi, ale wyglądali na wypoczętych. Oprócz jednego. Nottowi podpartemu na łokciu, oczy same się zamykały. Malfoya ogarnęła złość.
-Kurwa, Nott! Nie wiedziałeś o tym, ze mamy mecz i znowu byłeś z Garcią na romantycznym spacerze w blasku księżyca?! Stary, nie poznaję cię! - nie zważał na to, że zwrócił uwagę reszty Ślizgonów i Gryfonów, którzy z satysfakcją przypatrywali się jego wybuchom.
-Na Merlina, Scorpius, daj mi spokój, ja ci nie wypominam późnych powrotów - odparł, ziewając przy tym.
-Ale nie w przeddzień meczu! Jak spalisz grę, to osobiście utopię cię w kiblu!
    W drużynie Gryfonów sytuacja miała się znacznie lepiej. Kapitan składu - nieziemsko przystojny Leo Jackson osobiście przypilnował, by reszta położyła się od odpowiedniej porze i zjadła obfite śniadanie. Jako że był to jego ostatni rok, chciał zgarnąć Puchar Quiddicha i ukończyć szkołę z klasą.
-No to co? Rozniesiemy dziś Ślizgonów? Rose, pamiętaj, że musisz kontrolować wynik, w razie, gdyby Węże wygrywały aż 150 punktami. Oczywiście do tego nie dojdzie, ale tylko przypominam.
-Jasne, szefie - zaśmiała się Ruda.
-To chodźcie, trzeba się zbierać.
Czerwona drużyna dziarsko wymaszerowała z Wielkiej Sali. Za nimi powlekli się mniej energicznie wychowankowie domu Salazara.

    -NA BOISKO WKRACZAJĄ PO KOLEI PRZEDSTAWICIELE GRYFFINDORU - ulubiony komentator Hogwartu Kai Jordan zaczął wywód - KAPITAN DRUŻYNY I OBROŃCA LUCAS JACKSON, DLA KTÓREGO PRZYNAJMNIEJ JEDNA CZWARTA TRYBUN PRZYSZŁA DZIŚ NA MECZ. DALEJ PAŁKARZE, LOUIS WEASLEY I MEY ANDREWS. ŚCIGAJĄCY MAX FOX, FRED WEASLEY I JANETTE ARGON. I OCZYWIŚCIE GWIAZDKA, SZUKAJĄCA ROSE WEASLEY. TAK RUDA, JAK DOBRA W QUIDDICHA. MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ KIEDYŚ ZE MNĄ UMÓWI. Przepraszam pani dyrektor, prawdę mówię - chłopak musiał po ojcu odziedziczyć i humor i dar do komentowania. To właśnie on ubarwiał mecze swoimi często nieśmiesznymi żartami i nie tylko - A TERAZ DRUŻYNA ŚLIZGONÓW! SCORPIUS MALFOY - KAPITAN I SZUKAJĄCY, ZA KTÓRYM PRZYSZŁA KOLEJNA JEDNA CZWARTA TRYBUN. PAŁKARZE SKAY NOTT, PAULINE FOX, A WIĘC DZIŚ BĘDZIEMY WIDZIEĆ RYWALIZACJĘ RODZEŃSTWA! ŚCIGAJĄCY XAVIER ZABINI, FINN DAVIS I ELIZA IRVIN. ORAZ NOWY OBROŃCA, KTÓRY MA OKAZJĘ DZIŚ SIĘ WYKAZAĆ - COLE EVANS! KAPITANOWIE ŚCISKAJĄ SOBIE DŁONIE, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE POŁAMIĄ SOBIE PRZY TYM KOŚCI - Panowie odeszli do swoich drużyn. Między nimi stanęła pani Hooch. 3...2...1...
-WYSTARTOWALI! ZAJMUJĄ POZYCJE! KAFEL W POSIADANIU GRYFONÓW. FOX LECI, ZRĘCZNIE WYMIJA ZABINIEGO, PODAJE DO ARGON... CZYŻBY EVANS ZBLADŁ? JANETTE RZUCA I... PROSZE PAŃSTWA CÓŻ ZA PORAŻKA! KAFEL PRZELATUJE NAD DŁOŃMI COLE'A I LĄDUJE PROSTO W OBRĘCZY! DZIESIĘĆ DO ZERA GRYFONI! KAFEL U ŚLIZGONÓW. DAVIS, IRVIN, DAVIS, JESZCZE RAZ IRVIN I GOOL!!! DZIESIĘĆ DO DZIESIĘCIU!
Ryk tłumu dało się podzielić na ten zawodu jak i euforii.
Po 15 minutach Lwy prowadziły siedemdziesiąt do pięćdziesięciu, lecz Zieloni szybko nadrabiali straty.
-FOX MA KAFLA, RZUCA DO FREDA, LECZ TEN NIE MA SZANS NA PRZEJĘCIE PIŁKI, ZABINI ZRĘCZNIE JĄ PRZECHWYCIŁ. CHYBA CHCE SAM ZDOBYĆ PUNKTY, BO ŚMIGA, NIE ZWRACAJĄC UWAGI NA INNYCH. XAVIER NIE GRASZ SAM!!!
Lecz chłopak ewidentnie tak się czuł.
-PIĘKNA OBRONA LUCASA! DZIEWCZĘTA SZALEJĄ!
Gdy Ślizgoni przejęli prowadzenie, Rose Weasley, która do tej pory krążyła nad boiskiem, zręcznie wymijając tłuczki, zawróciła w powietrzu i pomknęła w dół, w stronę trybuny nauczycielskiej, z zawrotną prędkością. Scorpius, który balansował niżej, poderwał się, najwyraźniej również dostrzegając to co ona.
-CZYŻBY ŚLICZNA ROSE ZAUWAŻYŁA ZNICZ?! MALFOY SIEDZI JEJ NA OGONIE... TYM CZASEM PUNKTY DLA ŚLIZGONÓW, PIĘKNA AKCJA ELIZO! STO PIĘĆDZIESIAT DO STU DZIESIĘCIU DLA WĘŻY!
    Rosie przyspieszyła, słysząc, jak skandowane jest jej imię. Rude włosy łopotały na agresywnym wietrze, który nie ułatwiał gry. Cała jej postać dla siedzących na ławach, wyglądała jak ognista smuga.
Blondyn został w tyle, nie miał szans na dogonienie dziewczyny.
W chwili, gdy smukłe palce Gryfonki zacisnęły się na łopoczącej piłeczce, odbijającej refleksy słoneczne, tłuczek odbity przez Skaya, który nie patrzył gdzie celuje, poleciał w jej kierunku.
Na szczęście w porę go zauważyła, więc uniknęła spotkania głowy z piłką.
Niestety, jej stopa nie miała takiego farta. Czarna kula uderzyła w palce, a ból promieniował na całej nodze.
Zielonooka zaklęła. Siła uderzenia nie zrzuciła jej z miotły, więc sama wylądowała, spadając z niej na miękki piasek, nie mogąc stać stabilnie. Nie doszedł do niej nawet wrzask Jordana:
-ROSE, MAM NADZIEJĘ, ŻE WYPADEK NIE PRZESZKODZI NAM W UMÓWIENIU SIĘ, BO JAK NIE, NOTT NIE ŻYJESZ! MIMO WSZYSTKO BRAWO!!! GRYFONI WYGRYWAJĄ DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT DO STU SZEŚĆDZIESIĘCIU!
-Cholera, Weasley, przepraszam - tuż obok niej pojawił się Skay - Chodź, zaniosę cię do Skrzydła, unikniesz przynajmniej rozwrzeszczanego motłochu.
-Nic mi nie jest, dzięki - próbowała samodzielnie podnieść się, ale syknęła i upadła na dłonie, obdzierając je przy tym.
-Rose, daj sobie pomóc - Neville Longbottom, nauczyciel zielarstwa i jej "wujek" patrzał na nią ze zmartwioną miną.
Dziewczyna westchnęła i dała się wziąć na ręce umięśnionemu brunetowi.
-Tak uparta, jak ruda - zaśmiał się, za co zarobił cios w potylicę. 
Gdy została bezpiecznie przetransportowana do Szpitala, pani Pomfrey zajęła się nią natychmiast. Podała jej Szkiele-Wzro, a stopę obandażowała. 
-Zostaniesz dziś na noc, do jutra kości powinny się zrosnąć, mimo to przez kolejne dwa tygodnie nie powinnaś nadwyrężać stopy. 
Ale ona już nie słuchała. Skoncentrowała swój wzrok na kuzynie, leżącym łóżko obok. Oddychał spokojnie. Lewą rękę zaciskał na białej pościeli. Westchnęła i gdy tylko pielęgniarka wróciła do swojego gabinetu, skacząc na jednej nodze, przysiadła na brzegu materaca. Złapała go za dłoń, delikatnie ją głaskając.
-Oh, Potter, co ty zrobiłeś? - zapytała cicho.
-Dokładnie, ja też nie wiem, jak możesz się przyznawać do pokrewieństwa z tą wiedźmą - nawet nie zauważyła kiedy Scorpius wszedł do pomieszczenia i położył jej łokieć na ramieniu.
-Chrzań się, Malfoy, nie mam siły - warknęła - Ale powiedz mi Ślizgonie, dlaczego Hogwart?
-Pasujecie do siebie - nowy głos nie pozwolił mu odpowiedzieć.
-James?! Co ty tu robisz? - Rose wyrwała się spod blondyna i doskoczyła do starszego Pottera, rzucając mu się na szyję. Ten okręcił ją w powietrzu i postawił z powrotem na ziemi. Scor wyglądał na niezadowolonego tym faktem.
-Przyszedłem odwiedzić Alusia i powiedzieć Pomfrey, że rodzice wnoszą o przeniesienie do domu. Nie ma sensu, żeby leżał tu, w szkole. Obawiam się, że będzie musiał powtarzać rok. To będzie jego życiowa tragedia...
-Czyli wiecie już wszystko? - Gryfonka nie wyglądała na zaskoczoną.
-Pielęgniara powiedziała wszystko McSztywnej, a ona wypaplała starszym. To był jej obowiązek. Także to kwestia czasu, kiedy cała Dolina będzie o tym gadać. Znasz przecież moją matkę...
-Czy to nie powinno na razie pozostać w tajemnicy? - rodzina była tak pochłonięta rozmową, że nie zauważyli, kiedy przyjaciel nieprzytomnego chłopaka wycofał się do drzwi.
-Myślę, że to i tak dziwne, że gazety jeszcze o tym nie wrzeszczą, ale jeszcze chwila i cała Anglia będzie wiedzieć. Ale zmieńmy temat na coś przyjemniejszego. Jak mecz? - wyszczerzył się, spoglądając sugestywnie w dół.

***

    -Astrid, wariatko, odłóż już ten aparat - zaśmiał się, nurkując, by uniknąć błysku flesza. Nieświadome zagrożenia, jak prawie wszyscy uczniowie, rodzeństwo bawiło się naprawdę świetnie. Dziewczyna - Astrid Harris i jej starszy o rok brat - Tristan byli Krukonami. I gdyby ktoś ich nie znał, nie dowierzałby, że ta dwójka jest ze sobą spokrewniona. Zupełnie się różnili. Ona ciemnooka, niewysoka, miała długie brązowe włosy. Na jej głowie spoczywał wianek z czerwonych róż. Zaś on wysoki, dobrze zbudowany, brązowooki blondyn.
-To twój ostatni rok, muszę mieć jakieś zdjęcia, do postawienia na szafce nocnej, aby Crissa mogła do nich wzdychać - zachichotała wrednie. Crissa Boott była niezbyt lubianą przed obydwóch, zagorzałą wielbicielką Tristana i współlokatorką As.
-To podaj mi aparat, ja zrobię tobie i wręczę cały album młodemu Christianowi - tu mowa była o trzecioroczniaku, chorobliwie zauroczonym brunetką.
-Hej, czy to nie Sel? - zapytała dziewczyna, spoglądając w stronę chatki gajowego.
-Gdzie? - jej brat od razu się ożywił. Pokazała palcem w kierunku, z którego szła Finnigan - Selene! - zawołał. Czarnowłosa zwróciła wzrok w ich stronę, a kąciki jej ust powędrowały nieznacznie w górę. Skierowała kroki w ich stronę.
-Hej Tris, As. Coś się stało?
-Nic konkretnego. Może dołączysz? - nadzieja w jego głosie była bardzo wyczuwalna.
-Nie, dzięki... Właściwie to wracałam od... Hagrida - skłamała. Było jej na rękę, że właśnie przy jego domku ją widzieli, a nie chwilę wcześniej, gdy wychodziła zza drzew Zakazanego Lasu.
-No nie daj się prosić - chłopak wyszedł z jeziora. Strużki wody na jego ciele spływały własnymi dróżkami, przecinając się, tworząc tym samym wodną siatkę i skapując na trawę.  Podszedł do niej, powoli rozkładając ramiona. Ta pisnęła, gdy zamknął ją w mokrym uścisku. Szybko się wyrwała i syknęła:
-Nie rozumiesz słowa nie? - wycierając wilgotny policzek, pobiegła w stronę zamku.
Harrisowi opadły ręce. Stał w osłupieniu, patrząc na plecy znikającej koleżanki.
-Zmieniło się coś. Od początku września chodzi inna, nie widziałem ani razu żeby się uśmiechała. No, tylko w towarzystwie Weasley. Ale kiedyś byliśmy... przyjaciółmi... - ostatnie słowo akcentował z wyraźnym bólem.
-Ja też nie wiem co się dzieje. Daj jej czas, może sama przyjdzie.
-Dobrze wiesz, że ja nie umiem "dawać czasu" - zaznaczył w powietrzu cudzysłów - Nie, jeśli chodzi o nią.
Zgarniając koszulkę z ziemi, ruszył do szkoły.

    Sel trawiły gorące wyrzuty sumienia. Dlaczego tak na niego naskoczyła? Przecież on był dla niej taki ważny... W końcu nie mogła winić wszystkich za śmierć ojca. Postanowiła go przeprosić. Zeszła do Pokoju Wspólnego, z nadzieją, że go tam znajdzie.  Był. Siedział na jednej z granatowych kanap. Wyglądał na przygnębionego.
-Hej... - zaczęła cicho - Mogę się dosiąść?
-Nie. - odparł sucho.
-Ale...
-Nie rozumiesz słowa nie? - zaczął ją przedrzeźniać.
-Chciałam przeprosić, wiesz? Bo mi nadal zależy na naszej relacji. Bo potrzebuję wsparcia. Ale skoro masz zamiar zachowywać się jak dziecko, to proszę, droga wolna - zniżyła głos do szeptu, gdy poczuła pieczenie pod powiekami
Tristana zatkało. Chciał wstać, przytulić ją, powiedzieć, że zawsze może na niego liczyć. Ale duma mu na to nie pozwalała...
-Pieprzyć to - mruknął i podniósł się. Ale czarnookiej nigdzie nie było. Znowu wszystko zepsuł. Rzucił się z powrotem na sofę. Wyprostował nogi, głowę oparł na podłokietniku i zamknął oczy, przeklinając swoją głupotę.

***

W salonie Gryfonów w najlepsze trwała impreza. Pokój był obłożony zaklęciami wyciszającymi, więc osoby z zewnątrz nie mogły usłyszeć żadnego hałasu. Na stolikach, poprzesuwanych pod ściany, stały szklanki Ognistej Whisky, kufle piwa kremowego i miski z przekąskami. W zaciemnionym kącie jakaś para obściskiwała się, spleciona ze sobą jak dwa węgorze. Lily Potter tańczyła razem z Maxem Foxem, Louis Weasley wraz z Zoey, a Lucas siedział na kanapie, z głową Rose, opartą na jego kolanach. Lekko wstawieni zaśmiewali się z czegoś głośno. Gdyby McGonagall zobaczyła zachowanie dziewczyny, która powinna być wzorem dla innych uczniów, dostałaby palpitacji serca.
-Wiesz, Weasley, mam nadzieję, że wygramy razem puchar. A oprócz zaliczonego sezonu, mam nadzieję na słodszą nagrodę - puścił jej oczko
-Nie ma problemu, kupię ci całe pudło czekoladowych żab - z premedytacją zignorowała aluzję chłopaka.
-Oj wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło - żachnął się.
-A o co? - droczyła się dalej.
-O to - mruknął na kilka cali przed jej twarzą. Gdy ta mała odległość między nimi zaczęła się zmniejszać, a dziewczynie, która już podnosiła ręce, by go odsunąć, na twarzy wystąpiły czerwone plamy stresu, ktoś im przeszkodził. Gryfonka niezauważalnie odetchnęła z ulgą.
-Weasley! - w przejściu do pomieszczenia stał Tristan. Swoim przyjściem zwrócił na siebie uwagę wielu dziewczyn.
-Nie widzisz, że przeszkadzasz? - warknął na niego brunet, gdy ten stanął przy nim.
-Przestań, Jackson - Ruda podniosła się do pozycji siedzącej, po czym stanęła na nogi.
-Co się stało, Harris? - spytała cicho, gdy wychodzili na korytarz.
-Możesz mi pomóc? Chodzi o Selene.
Zielonooka automatycznie się spięła. Nie umknęło to sprawnemu oku blondyna.
-Wiesz coś, prawda? Co z nią się stało?
-To delikatny temat... I nie wiem, czy ona byłaby zadowolona, że ci to powiedzi... - urwała, bo wzburzony chłopak zacisnął rękę na jej ramieniu, tak mocno, aż syknęła z bólu.
-Przepraszam - cofnął ramię - Ale wiesz, że przyjaźniłem się z nią od pierwszego roku. I chcę wiedzieć, co się z nią dzieje. Dziś... Dziś się z nią pokłóciłem, a ona powiedziała coś, przez co czuję się okropnie. Pali mnie od środka, jakbym miał oszaleć.
-Jej ojciec zginął - na twarzy chłopaka odmalowało się współczucie -  ona naprawdę potrzebuje wsparcia. Więc idź do niej i po prostu bądź, doceni to. No, i przy okazji możesz ją zaprosić na bal, jestem pewna, że jeszcze z nikim nie idzie - uśmiechnęła się delikatnie.
-Dzięki Wiewiórko. Jak będę miał jeszcze jakieś problemy, to przyjdę.
-Polecam się na przyszłość - stwierdziła, znikając w dziurze pod portretem.

***

Tydzień przed balem
    -Marina! Masz już sukienkę na bal?! - drobna współlokatorka Riviery - Crystal Gilles czesząc włosy przypomniała sobie o imprezie.
-Nie, ale dziś idę z Rudą do Hogsmeade, idziesz z nami? - spytała blondynka.
-Chyba nie mam wyjścia...
-To zbieraj się, o 12 umówiłyśmy się pod Salą Wejściową - rzuciła, wchodząc do łazienki.

    Przyzwyczajona do tego, że Mari zawsze się spóźnia, Rosie oparła się o filar przy głównych wrotach. Po chwili podeszły do niej dwie Ślizgonki.
-Weźmiemy Crys, bo ona też nie ma sukienki - oznajmiła wyższa z nich.
-Luz, chodźmy.
Wyszły na zewnątrz. Wszystkie trzy naciągnęły kaptury bluz na głowy, ponieważ bardzo silny wiatr podrywał do lotu suche liście w górę, które później lądowały na ich włosach, burząc fryzury.
-Z kim idziecie? - padło wyczekiwane pytanie.
-Z Zabinim - Marina wywróciła niebieskimi oczami.
-Ja z Finnem Davisem. A ty Weasley?
-Z nikim - odparła dumnie.
-Zaleewasz - machnęła ręką - Nikt cię nie zaprosił?
-No zaprosił, Travis Border. Ale on mnie irytuje swoimi wiecznymi, tandetnymi komplementami. Pytał się mnie jeszcze młody Longbottom i chyba się zgodzę. W końcu to mój przyjaciel od zawsze!
-Jest niczego sobie - stwierdziła z uznaniem Gilles. Doszły do wioski debatując na każdy temat, z czego głównym byli panowie. W końcu były nastolatkami, prawda?
Za pierwszy cel obrały sobie sklep Gladrag. Oprócz szalonych skarpetek, z których słynął, dało się tam znaleźć porządne kreacje. Rozdzieliły się, w poszukiwaniu tej idealnej. Po pewnym czasie spotkały się przy przebieralniach, każda z materiałami doradzonymi przez sprzedawczynie, bądź wychwyconymi wyćwiczonym okiem.
Jako pierwsza do przebieralni weszła Crystal. Pokazała się w żółtej, krótkiej i prostej sukience bez ramiączek, przewiązanej czarnym, cienkim paskiem. Bez żadnych przekombinowanych ozdób, czy udziwnień.
-Ja pierdolę - podsumowała niebieskooka - Ściągaj to! Idziesz na imprezę czy pracować jako pokojówka?
Kolejna była czarna, tiulowa. Sięgała do kolan. Srebrny wzór na gorsecie, zaczynał się na linii dekoltu i po przekątnej kończył w talii.
-Wygląda w niej pani cudownie. Polecam do tej stylizacji pozwolić włosom opadać swobodnie na jeden bok. Srebrna biżuteria podkreśli całość - stwierdziła ekspedientka wyuczonym tonem.
-W takim razie biorę.
     Przyszła kolej na Marinę. Ona przyniosła tylko jeden wieszak. Sukienka leżała na niej, jakby szyta na miarę. Długa, zielona, z przewiewnego materiału. Obcisła w talii. Czarne cekiny wszyte były na ramionach, mostku i biodrach.
-Zajebiście, nie? - zaśmiała się.
-Idealna.
-Mega.
-Będzie mi pasować pod krawat - wtrącił nowy głos. Całe trio zatkało.
-Zabini, gnoju, co ty tu robisz? No nie, widzisz mój kostium! - zawodziła blondynka.
-Przyszedłem kupić sobie garnitur, czy coś - odparł beztrosko.
-To idź gdzie indziej! Już! - dobrze, że Ślizgonka nie miała w ręce patelni, bo to nie skończyłoby się dobrze dla bruneta.
-Okej, okej. Weasley, Malfoy będzie miał niebieski krawat, także wybierz coś pod kolor - rechocząc ze śmiechu, skierował się do przeszklonych drzwi. Wiewióra odprowadziła go przerażonym wzrokiem.
-Dobra, Rose, nie słuchaj głupka, mierz! - zarządziła Gilles.
Ruda zaprezentowała się w czerwonej bombce z czerwoną kokardą w pasie, która została odrzucona, tak samo jak wąska, śliwkowa z rękawem trzy czwarte i mała czarna, z motywem kwiatowym i odkrytymi plecami.
-Jest jeszcze tylko jeden sklep, w którym możesz coś dla siebie znaleźć. Pracuje tam moja kuzynka, Julie, powinna ci coś dobrać. Kojarzycie Salon Tiffanie? Tam pójdziemy - kuzynka Mari skończyła Hogwart 3 lata temu. Od zawsze interesowała się modą, a jej projekty były podziwiane przez każdą dziewczynę w szkole. Zupełnie jak te Selene.
Spacer zajął im mniej niż dziesięć minut. Przywitał je cichy dzwonek przymocowany przy wejściu. Wnętrze sklepu było urządzone ze smakiem. Ściany pomalowane na błękitno komponowały się z panelami z ciemnego drewna. Wzdłuż bocznych ścian stały manekiny, a na przeciwko wejścia we wnęce wisiały wieszaki. Po prawej mieścił się ogromny kontuar z takiego samego drewna co parkiet, a po lewej skręcało się do przestronnych przebieralni.
-Julie! - kuzynki wpadły sobie w ramiona. Młodsza zaczęła szeptać coś tej drugiej na ucho. Gdy w końcu się od siebie odsunęły, starsza wzięła Rose za rękę i kazała zaczekać w przymierzalni. Przyniosła jej dwie niebieskie sukienki. Ironia losu...
Pierwsza sięgała do połowy łydek. Na jednym z szerokich ramiączek doszyty był czarny kwiat. W pasie zwężana tasiemką tego samego koloru. Nie została przyjęta przez samą przymierzającą i jej towarzyszki.
Za to druga była strzałem w dziesiątkę. Długa, bez rękawów, wąska w pasie, stopniowo rozszerzana. Wykonana z luźno tkanego, jedwabnego materiału, zwanego żorżetą. Miała kilka warstw, ponieważ jedna byłaby zbyt mocno prześwitująca. Na całym gorsecie i u dołu spódnicy poprowadzony był srebrny, cienki wzór. Wyglądała nieziemsko. Pominęła już fakt, że kreacja była w kolorze sejzingu Scorpiusa.
-Jest prześliczna  - prawie się zapowietrzyła - Bez dwóch zdań, kupuję! - krzyknęła zza kotary, ubierając codzienne ubranie. - Zakupy udane! - pisnęła szczęśliwa.
Odpowiedział jej śmiech koleżanek. 

***

Szczęście. Cóż to jest? Nie można go kupić w sklepie. Nie jest namacalne. Przychodzi niespodziewanie i nie można go wyczarować. No, jest jeszcze Felix Felicis, ale to już inna kwestia. 
W każdym razie, ja nie zaznałam szczęścia za życia. Patrzyłam na innych, cieszących się ze śpiewu ptaków, czy zapachu obiadu z wielką zazdrością. I zamiast radować się z nimi, wolałam zamykać się we własnym, ciasnym świecie nienawiści. Po śmierci wróciłam do swojego prywatnego piekła, w celu wiecznej wędrówki po nieistniejącą dla mnie radość. Teraz, gdy już zrozumiałam swoje błędy, wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Działo się to samo, co ja spowodowałam parędziesiąt lat temu. I tylko ja, by wyzwolić się i zaznać spokoju, muszę pomóc. I zrobię to. Ale boję się, że znów zawiodę. Gdy przed oczami stają mi obrazy  z tamtych czasów, łzy cisną mi się do oczu.
A podobno duchy nie czują...


~~~

Witam serdecznie:)))
To mój na razie najdłuższy rozdział tutaj. Chciałam jeszcze dodać scenę balu, ale stwierdziłam, że przeniosę ją do kolejnego rozdziału.
Pozostawiam ocenie i ściskam:)
Ps. Nie umiem opisywać sukienek, także na wszelki wypadek ukryte są linki do tych wybranych;)
Z. 





 

6 komentarzy:

  1. Czesc, nie komentowalam wczesniej, poniewaz dopiero dzisiaj znalazlam twojego bloga. Jak dotąd moje wrazenia i uczucia są jak najbardziej pozytwne. Nie mam zielonego pojecia o pisaniu czegokolwiek, ale przeczytałam mnóstwo blogów o tej tematyce i moge przyznać z czystym sercem, ze twoj blog znajduje w pierwszej dziesiątce najlepszych blogów! Mówie powaznie!. Bardzo mnie zainteresowalas ta historią. Uwielbiam Scorpiusa i Rose razem. Jest to jedna z najlepszych par fantasy. Świetnie oddalas ich charaktery. Za kazdym razem sama mi sie micha cieszy jak czytam o ich kłotniach. Koncze juz bo nie wiem co dalej pisać. Jednym slowem- SUPER! Od teraz bede tu zagladac czesto, jesli zapomne o komentarzach, nie gniewaj sie tak juz mam, wiec tym komentarzem chce ci wynagrodzic pozniejsze zapomniane, ale pamietaj bede cie wspierac w blogu, ze tak powiem mentalnie :)) Powodzenia w nastepnych notkach i duzo, duzo WENYYYY! (Jakie to sie ckliwe zrobilo) Do zobaczenia w nastepnych notkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łał, nawet nie wiesz jak mnie ucieszyłaś tym komentarzem!
      Jest mi niezmiernie miło, naprawdę, cieszę się, że Cię zainteresowałam swoją historią:D
      Do zobaczenia w następnych rozdziałach, jak najbardziej:)
      Ściskam!

      Usuń
  2. Och, powiem, że na koniec zaciekawilas ;) Duch?
    Rose i.Scorpius razem w niebieskim- Bosko. Już czekam na rozwój akcji.
    Fajny opis meczu, bardzo odpowiedni- w postaci tego, co mówi komentator.
    Uważaj na to by podkreślać, co kto mówi i kto jest obecny w danej sytuacji, bo czasem jestem lekko zdezorientowana..
    Czekam na dalszą notkę (bo zdaje się, że będzie się wiele działo ;))
    Nie mogę się doczekać,
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, że Cię zaciekawiłam i, że podobał Ci się opisany przebieg meczu, bo tego się obawiałam w sumie najbardziej :D
      Popracuję nad tym, oczywiście:)
      Dziękuję za komentarz!
      Z.

      Usuń
  3. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale ostatnio miałam kompletny zastój i co się nie wzięłam za komentowanie czegoś, nie mogłam nic naskrobać.
    Rozdział świetny, uwielbiam czytać o meczach quidditcha, szczególnie gdy gryfoni wygrywają. :D Ale końcówka podobała mi się najbardziej, jest naprawdę intrygująca, nie mogę się doczekać jak dalej potoczy się ta cała sytuacja.
    Pozdrawiam ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma problemu, znam to;)
      Cieszę się, że się podobało :D
      Hm, ostatnio jakoś znów nie mam weny, ale mam nadzieję, że wróci i niebawem pojawi się rozdział:)
      Ściskam!

      Usuń