Nie spałam tej nocy, przytłoczona
uczuciami. Nie wiem co czuję. Słyszę Twój miarowy oddech, gdy
wpatruję się w sufit, na którym powoli zaczynają tańczyć kolory
nadchodzącego dnia. Obracam poduszkę na drugą stronę. Kojące
zimno materiału w starciu z moim rozgrzanym policzkiem. Czekam aż
obudzisz się, powiesz coś, co uspokoi moje szalejące serce i umysł
- dwóch sprzecznych doradców. Ale ta chwila nie nadchodzi. Jedyne
co robisz to odwracasz się na drugi bok. Na Twoje przymknięte
powieki pada promień światła, który sprytnie dostał się do
pokoju przez szparę między zasłonami. Ale zanim otworzysz oczy,
mnie już tam nie będzie. Nie powinnam się czuć winna, już
wielokrotnie wymykałam się z Twojego mieszkania, drogę znam
doskonale. Ale dzisiaj jest inaczej. Gubię się w samej sobie jak i
w pomieszczeniu, gdzie się znajduję. Zamiast drzwi do holu, łapię
klamkę do pokoju, w którego wnętrzu jeszcze nigdy nie byłam.
Jestem zdziwiona, przecież to nie tutaj chciałam się znaleźć.
Ale nie wycofuję się, przekraczam próg, kierowana ciekawością.
Witają mnie cztery ściany pomalowane na biało. Pod jedną z nich
stoi jednoosobowe łóżko, zaś naprzeciwko znajduje się
ciemnobrązowa meblościanka. W rogu, pod oknem stoi sporych
rozmiarów juka, a spod sufitu zwisa kolejna roślina w złotej
donicy, której nie jestem w stanie zidentyfikować. Mój wzrok
przyciągają przedmioty postawione na jednym ze stolików, tym
bliżej wejścia. Podchodzę do niego, starając się, by zimna
podłoga nie skrzypiała pod moim bosym krokiem. Podnoszę ramkę ze
zdjęciem. Z fotografii uśmiecha się do mnie dwójka młodych
ludzi: czarnowłosy chłopak z oczami przypominającymi ocean podczas
sztormu patrzący na stojącą obok dziewczynę z rozwianymi
kasztanowymi włosami, czekoladowymi oczami i łagodnymi rysami
twarzy. Mimo tego, że moje serce przyspiesza na Twój widok,
zachowuję trzeźwość umysłu. Zastanawiam się, po co oprawiłeś
obrazek, skoro nie taka była umowa. Relacja tylko dla przyjemności,
żadnego zaangażowania emocjonalnego. Podnosząc oprawkę,
odsłoniłam małe pudełko, niewidoczne z mojej wcześniejszej
pozycji. Było okrągłe, obite czerwonym welurem. Po moim
kręgosłupie przechodzi dreszcz, paraliżując kończyny. Ostatkiem
silnej woli zmuszam się, by nie poznawać zawartości, wycofuję się
za drzwi, delikatnie zamykając je trzęsącą się dłonią. Do
moich uszu dobiega Twój jęk oraz szelest pościeli. Wybiegam z
Twojego domu, nie oglądając się za siebie. Dopiero będąc na
zewnątrz, gdy rześkie powietrze poranka otula moją twarz, podnoszę
głowę w stronę okna Twojej sypialni. Widzę Ciebie, spoglądającego
na mnie z zainteresowaniem i widocznymi resztkami snu na policzkach.
Na Twoich biodrach luźno zwisa zawiązane prześcieradło. Odwracam
głowę i przyspieszam. Mam wrażenie, że nawet znajdując się za
szybą mieszkania na pierwszym piętrze, słyszysz mój nierówny
oddech i bijące serce. Jestem słaba. Nie tak miało być. Nie chcę
dopuścić do siebie prawdy, zagłuszam ją innymi myślami. Robię
to od dawna, stałam się mistrzem w oszukiwaniu samej siebie. Po
wojnie nie pozwalałam sobie na przywiązanie do kogokolwiek,
dlaczego w tym przypadku miało być inaczej? Ty też obiecywałeś
jego brak. Dlatego nie pozwoliłam sobie na otwarcie tamtego pudełka,
nadal chcę żyć nadzieją, że nie jesteśmy przegrani, nie
złamaliśmy danego sobie przyrzeczenia. Do głowy przychodzi mi
tylko jedno rozwiązanie – odciąć się od Ciebie, zakopać
wszystkie wspólne wspomnienia w ogródku mojej świadomości, spalić
wszystkie listy, wymazać czarnym atramentem Twoje imię. Tak jakby
Twoja postać w ogóle nie grała roli w moim życiu. Wtedy jeszcze
nie wiedziałam jak ciężkie to będzie, ponieważ stałeś się
jego częścią.
To niemożliwe co miłość robi z
ludźmi, Teodorze.
Pozbywam się wszelakiej korespondencji, która od Ciebie przyszła. Ale wiem, że Ty nie odpuścisz. Po części sprawia mi satysfakcję świadomość, że komuś na mnie zależy. Siódmego dnia po mojej decyzji pojawiasz się na moim ganku. Prowadzę walkę sama ze sobą, patrząc przez niewielkie okienko na Ciebie, niecierpliwie krążącego po werandzie. Emanuje od Ciebie złość, wiem to.
Pozbywam się wszelakiej korespondencji, która od Ciebie przyszła. Ale wiem, że Ty nie odpuścisz. Po części sprawia mi satysfakcję świadomość, że komuś na mnie zależy. Siódmego dnia po mojej decyzji pojawiasz się na moim ganku. Prowadzę walkę sama ze sobą, patrząc przez niewielkie okienko na Ciebie, niecierpliwie krążącego po werandzie. Emanuje od Ciebie złość, wiem to.
Po dłuższej
chwili otwieram Ci drzwi, cała moja niepewność się ulatnia,
postanawiam zgrywać twardą, zwłaszcza gdy bez zaproszenia
wparowałeś do środka.
-Co ty wyprawiasz
Granger? - pytasz, twardo patrząc mi w oczy. Mięknę, ale nie daję
tego po sobie poznać.
-Nie
wiem o co pytasz – odpowiadam, grając na zwłokę. Nie chcę
przyznawać się, że widziałam pudełko, że wiem
o jego uczuciach.
-Dobrze wiesz o
czym mówię. Uciekłaś rano bez słowa, nie odpowiedziałaś na
żaden list jaki ci wysłałem. Przecież mieliśmy układ.
-No właśnie,
mieliśmy. Stwierdziłam, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć i
stosownym rozwiązaniem będzie zerwanie kontaktu.
-Boisz się. Boisz
się, że się przywiążesz – syknąłeś, robiąc krok w moją
stronę.
-Nie Teodorze, ja
się nie przywiązuję – mówię ze spokojem, choć w środku mnie
szaleje burza z piorunami.
-Co jeśli –
wzdychasz – Co jeśli ja się przywiązałem? - pytasz cicho.
-To nie mój
problem, nie takie były zasady – Twoje słowa uderzają we mnie,
nawet nie wiesz jaki masz na mnie wpływ. Ale nadal gram, nadal nie
dopuszczam do siebie prawdy. Prowadzę bezwiednie do tragedii.
-Spójrz mi w oczy
i powiedz, że nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia – mówisz
twardo, postępując naprzód. Biorę głęboki oddech, zmniejszam i
tak niewielki dystans między nami. Wypowiadam słowa, o które
prosiłeś. Serce tłucze się jak szalone, obija o żebra w geście
protestu, zaś umysł namiętnie próbuje mnie przekonać, że
postępuję dobrze.
-Kłamiesz Granger,
kłamiesz – na Twojej twarzy wykwitło niedowierzanie.
-Byliśmy na tyle
silni, by to zacząć, bądźmy tak samo silni, by to zakończyć.
Idź już, Teodorze.
Widzę ból na
twarzy, którą boję się kochać. Wychodzisz spokojnym krokiem.
Pozwalam sobie na łzy dopiero, gdy drzwi za Tobą zostają zamknięte
z trzaskiem. Burza we mnie nadal szaleje, pochłaniając ze sobą
serce, które pod wpływem uderzenia ostatniego pioruna, roztrzaskuje
się w pół.
Minęły trzy
dni. Trzy dni bez żadnej wiadomości od Ciebie. Trzy dni moich prób,
by złożyć dwie połówki ze sobą. Powtarzam sobie, że nic dla
mnie nie znaczyłeś, nic nie znaczysz. Ale powoli nie mam już siły,
by chować się przed prawdą, która napiera na mnie ze wszystkich
stron. Czwartego dnia odwiedza mnie Ginny. Postanawiam otworzyć się
przed przyjaciółką.
-Hermiono, ty go
kochasz – mówi, gdy kończę historię. I wtedy coś we mnie pęka.
Jakby rozpędzony pociąg zwany uczuciem dobił we mnie na peronie
Nott.
Nawet ci najbardziej zatwardziali w
końcu poddają się miłości.
Piątego
dnia postanawiam Cię odwiedzić. Przez dwie minuty stroję przed
Twoją klatką schodową. Przez kolejne dwie sterczę przed
mieszkaniem numer 4. Następne dwie: pukam zawzięcie. Czuję
zrezygnowanie, ale w ostatniej chwili przypominam sobie, że posiadam
Twój klucz, który kiedyś mi podarowałeś. Wchodzę ostrożnie,
ale nie słyszę żadnych odgłosów dochodzących z głębi. Na
garderobie nie wisi Twoja skórzana kurtka. Nogi niosą mnie do
sypialni. Wszystko jest posprzątane, nic nie stoi na półkach,
łóżko zaścielone. Powoli dociera do mnie, co zrobiłeś.
Dostrzegam błękitną kartkę, odznaczającą się na zimowej bieli
kołdry. Chwytam ją w drżące palce.
Droga Granger,
Tylko Ty masz klucze do mieszkania,
dlatego Tobie zaadresowałem ten list. Nie wiem kiedy go przeczytasz
lub czy w ogóle go przeczytasz. Postanowiłem wyjechać. Nie była
to spontaniczna decyzja, planowałem to już jakiś czas temu, tyle
że w Twoim towarzystwie. Nie próbuj mnie szukać, wrócę, gdy
oduczę się struktury Twojej skóry, gdy zapomnę o Twoim zapachu,
dotyku, dźwięcznym śmiechu. Wrócę, gdy oduczę się Ciebie
kochać. Kiedy sobie to uświadomiłem? Całkiem niedawno. Wiesz
dobrze, że nie jestem ckliwy, pisze mi się to z trudem. Choć nadal
nie wierzę, że mówiłaś prawdę, że nic do mnie nie czujesz,
przepraszam, że złamałem zasady układu. Polubiłem Twoje
towarzystwo, nawet wtedy, gdy byłaś po prostu irytująca i
przemądrzała.
Bądź szczęśliwa. Do zobaczenia w
przyszłości.
Teodor.
-Ale ja nie będę
szczęśliwa bez ciebie – mówię głośno, opadając na kolana.
Nie płaczę, nie rzucam się w szale, to nie w moim stylu. Jedyne co
czuję to pustka. Bo wiem, że od teraz nic nie będzie takie samo.
Złamane serce u tych, którzy bali
się kochać powoduje trwałe uprzedzenie. Zaleca się stronić od
miłości.
***
Na pierwszy ogień jak się domyśliliście poszło Teomione. Nie jest to jakiś wybitny utwór, ale muszę się jeszcze rozruszać. Publikuję na początku 2018 jako zapowiedź nowego, dobrego roku.
Liczę na jakiś odzew, bo, ach, który autor tego nie robi.
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku!
Z.