Początek grudnia
Święta zbliżały się nieubłaganie. Błonia Hogwartu pokryły się niewielką warstwą lichego, białego puchu. Pierwszy śnieg nie lepił się zbytnio, ale to nie przeszkadzało uczniom w założeniu cieplejszych kurtek, czapek czy rękawiczek i wyjściu w celu wrzucenia komuś za kołnierz trochę zimnej masy. Rodzeństwo Harris jako pierwsze znalazło się przy drzwiach wyjściowych, chętne do zabawy. Ku uciesze miłośników zimy, z każdym dniem przybywało więcej śniegu. Oczywiście ta pora roku miała również swoich przeciwników. Oprócz Argusa Filcha, któremu błoto pozostawiane przez uczniów ani trochę nie poprawiało humoru i ponadto przysparzało więcej roboty, należał do nich Scorpius Malfoy. Podczas gdy inni szaleli na dworze, on zdecydowanie bardziej wolał siedzieć przed kominkiem z kubkiem ciepłej skrzaciej herbaty, ewentualnie ze szklanką czegoś mocniejszego. Każdego Ślizgona, który wracał z czerwonymi policzkami i mokrymi ubraniami, obdarzał spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Ale wiadomo, czasem nawet najtwardsi zawodnicy muszą się złamać i zmienić zdanie.
Pewnego sobotniego ranka, gdy blondyn siedział na jednym z zielonych foteli z podręcznikiem od numerologii na kolanach, podbiegł do niego zziajany Zabini.
-Wstawaj Malfoy, robimy bitwę na śnieżki między Slytherinem a Gryffindorem, a naszego szukającego nie może tam zabraknąć! - oznajmił rozentuzjazmowany.
-Czy ty właśnie mi sugerujesz, żeby wyjść na tą zimnicę i to w celu wspólnej zabawy? - zapytał z politowaniem.
-Nooo, tak - odparł zbity z tropu Xavier.
-A co będę z tego miał? - podniósł prawą brew w sarkastycznym geście.
-Dobrą zabawę? - zaryzykował brunet.
-No chyba kpisz - prychnął Scor.
-No dobra, kupię ci coś w Miodowym Królestwie - chłopak skapitulował.
-Trzeba było tak od razu - uśmiechnął się zwycięsko Malfoy, wstając. - Daj mi moment, skoczę po kurtkę - poinformował przyjaciela, kierując się do dormitorium.
Chwilę później znaleźli się na szkolnych błoniach, na których zabawa trwała w najlepsze. Powietrze wypełniały wesołe krzyki młodzieży, a biały krajobraz zmuszał do zmrużenia oczu. Zabini od razu wpadł w wir walki, ale Malfoy postanowił chwilę rozeznać się w terenie. Stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział, by uczniowie kiedykolwiek tak dobrze się bawili i współpracowali. Nie zdążył skupić się na innych szczegółach, ponieważ poczuł uderzenie w ramię. Podniósł wzrok, by zobaczyć uśmiechającego się, otrzepującego rękawiczki czwartoklasistę. W odwecie schylił się, by uformować śnieżkę, ale gdy wrócił do pozycji stojącej, chłopaka już nie było. Ze zrezygnowaniem rzucił kulkę przed siebie. Nawet nie śledził trasy jej lotu, bo od razu się odwrócił. I natychmiast pożałował tej decyzji. Poczuł zimną, twardą masę, kruszącą się na jego czole. Resztki wpadły mu za koszulkę, topiąc się i wywołując nieprzyjemny chłód, rozchodzący się po całym ciele. Strzepując śnieg z twarzy, przed oczami mignęły mu rozwichrzone rude włosy. Już doskonale wiedział, kto odpowiadał za jego cierpienie.
-Weasley! - wrzasnął.
W odpowiedzi otrzymał tylko pisk dziewczyny. Ktoś wepchnął Rose twarzą w wielką zaspę. Rozpoznał w tym kimś Leondre Higgsa. Pokazał koledze kciuk w górę w geście aprobaty. I choć nigdy nie podejrzewałby go o kontakty z Rudą, zabawa zaczynała mu się coraz bardziej podobać.
****
-Dupek! - krzyknęła Gryfonka, gdy Leo poluzował uścisk i zdołała mu się wyrwać.
-To w ramach zemsty - odpowiedział jej blondyn, uśmiechając się sarkastycznie - Dlaczego uciekłaś? - Postanowił od razu przejść do sedna, ponieważ to była ich pierwsza okazja do dłuższej rozmowy od pamiętnego spaceru po lesie. Przy każdej poprzedniej możliwości, dziewczyna spławiała go, bądź wykręcała się obowiązkami.
-Od kiedy interesuje cię integracja i tego typu rozmowy na śniegu?
-Dużo o mnie nie wiesz. Może miałabyś okazje do lepszego poznania mnie, gdybyś wtedy NIE UCIEKŁA. - położył nacisk na ostatnie słowa.
Odpowiedziało mu milczenie.
-Bałaś się mnie? - żachnął się.
Nadal bez odzewu.
-Naprawdę?
-Może nie ciebie, ale tego, że zaciekawiłeś mnie w jakiś sposób i zrobiłeś to specjalnie, żeby potem mnie do czegoś wykorzystać, czy coś... Kurde, na głos brzmi to jeszcze gorzej... Ale w każdym razie czasem bywam straszną paranoiczką, nie wiem skąd to sie wzięło, no i no... - Rose wyglądała niczym kilkuletnia dziewczynka, plącząca się w zeznaniach, po tym jak mama przyłapała ją na podbieraniu ciastek ze słoika.
-Weasley, to jest najgłupsza rzecz jaką w życiu słyszałem. Czy ja ci wyglądam na mordercę? - spytał Ślizgon, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
-No... nie - przyznała, nagle zaciekawiona przebarwieniem na lewym kozaku.
-Możesz już na mnie spojrzeć. Nie miałem pojęcia, że tak łatwo da się ciebie zawstydzić.
Ruda właśnie zdała sobie sprawę, że cała jej buta i pewność siebie gdzieś zniknęły i koniecznie musiała to nadrobić.
-Bo się nie da - dumnie odparła, prostując się. Po czym odwróciła się i pobiegła do przodu, znikając w tłumie.
-No właśnie widzę - mruknął Leo do siebie, odprowadzając wzrokiem dziewczynę.
Jeszcze sobie porozmawiamy, Weasley, nie odpuszczę ci tak łatwo - pomyślał.
Chwilę potem poczuł jak ktoś wskoczył mu na plecy, jednocześnie wrzucając lód za kołnierz. W pierwszym momencie miał wrażenie, że to Rose w ramach odwetu, postanowiła zafundować mu trochę orzeźwienia. Nie był świadomy, że Gryfonka wróciła już do Hogwartu, trzęsąc się ze złości na samą siebie.
Napastnikiem zaś okazała się Eliza Irvin - jego najlepsza przyjaciółka.
-Co zrobiłeś Rudzince, że tak od ciebie uciekła? - spytała na powitanie.
-Ciebie też miło widzieć El - zaśmiał się - Nie wiem, to pewnie mój urok osobisty tak działa - zironizował.
-Tak, jasne. Jesteś równie czarujący jak brodawka na nosie Filcha - na to stwierdzenie obydwoje skrzywili się z obrzydzeniem i pogrążyli się w dalszej konwersacji.
-Kobiety... - mruknął sam do siebie.
Dziewczyna szła dalej, nie zwracając uwagi na otoczenie. W pewnym momencie poczuła jak coś odbija się od jej klatki piersiowej. Sama straciła równowagę, zataczając się lekko.
-Uważaj jak chodzisz! - usłyszała, kiedy strząsała włosy z twarzy. Rozejrzała się na około, spoglądając z góry na drobną blondynkę.
-Nie chcę cię martwić, ale to ty na mnie wpadłaś - odparła. Schyliła się, by podnieść zeszyt w czarnej oprawie, który musiał wypaść z rąk poszkodowanej. Ledwo musnęła go palcami, poczuła piekący ból, przez co spuściła go na posadzkę z głuchym stukotem. W tym czasie dziewczynka zdążyła się pozbierać i sama sięgnęła po notatnik. Podniosła go bez żadnych oporów. Rose zmarszczyła brwi, a Krukonka, co wywnioskowała po kolorze krawatu, odwróciła się, na pożegnanie obdarzając ją nienawistnym spojrzeniem niebieskich oczu.
-Dzieci... - szepnęła ze zniesmaczoną miną.
Gdy była już prawie przy portrecie Grubej Damy, usłyszała dziwny dźwięk. Podobny do tego, który słyszała pewien czas temu. Grzyb bardzo wolno rozrasta się w ścianach budynków. Kompletnie zapomniała o tym wszystkim i gdyby nie stan Albusa kompletnie by się tym nie przejmowała. Ale miała przeczucie, że ona będzie wyjątkowo w tą sprawę zaangażowana. Tylko kompletnie nie wiedziała jak ruszyć z jej rozwiązaniem. Dziwne wrażenie, że brakuje jej jakiegoś fragmentu wydarzeń z niedawnej przeszłości nie dawało jej spokoju. Mimo to, coś podpowiadało jej, że jedyne co na razie musi zachować cierpliwość i czekać. Ufając swojemu instynktowi, zignorowała szelest, choć serce biło jej szybciej przez całą końcową drogę do dormitorium.
-Hej - przywitała się z Zoey, ściągając z szyi szalik i pocierając nadal czerwone policzki - nie byłaś na zewnątrz?
-Nie, poszliśmy ze Skayem do kuchni po jakieś zioła, bo dostałam okropnego kataru. Ale widziałam, że gadałaś z Higgsem.
-Chyba nie można tego nazwać rozmową. Stchórzyłam kompletnie. - Rose nie czuła się komfortowo, rozmawiając o swoim nagłym braku odwagi, który objawiał się tylko w obecności tego jednego Ślizgona.
-Ty? To się dzieje tylko i wyłącznie w jednym wypadku. Jesteś przynajmniej zauroczona! - Garcia nie umiała powstrzymać uśmiechu. Taka Weasley nie była codziennym zjawiskiem.
-No chyba kpisz - żachnęła się jej przyjaciółka, czując jak nagle zrobiło jej się cieplej.
-Ja tam wiem swoje, a od miłości nie ucieknieeeesz - brunetka zdecydowanie dobrze się bawiła, czego nie można było powiedzieć o jej współrozmówczyni.
-To, że ty jesteś ostatnio jakaś uduchowiona przez Notta, nie znaczy, że wszystkim się to udzieli - burknęła Ruda, kładąc się na łóżko - Z resztą nie mam czasu bawić się w takie rzeczy - stwierdziła, zamykając oczy.
Nie śniło jej się nic, co było dla niej nowością, bo przez ostatni tydzień miewała dziwne sny. Wyginając plecy w łuk i ziewając, spostrzegła, że na zewnątrz już jest ciemno. No tak, uroki zimy. Nie fatygując się, by nawet poprawić ubranie czy włosy, zeszła do Pokoju Wspólnego. Od razu zauważyła grupkę swoich przyjaciół, siedzącą na ich regularnym miejscu przy kominku. Uśmiechnęła się i dołączyła do nich, zajmując fotel obok Felixa. Rozmawiali i śmiali się beztrosko. Mimo zauważalnej nieobecności Ala spędzili bardzo miły wieczór. Śnieżyca szalała za oknem, a płatki śniegu zostawały na szybie, by po chwili stopnieć i ustąpić miejsca kolejnym. Wydawało się, że nic nie może zachwiać spokoju, który dziś zapanował w Gryffindorze. A jednak. Młoda Lily Potter wbiegła do pomieszczenia, zziajana i blada jak ściana.
-Astrid... - wydyszała - Astrid jest w Skrzydle Szpitalnym. Chyba stało się jej to samo co Albusowi...
Zapomnienie. W czarodziejskim świecie jednym z trwałych sposobów jest użycie zaklęcia Obliviate. Ile bym dała, żeby na duchach można było stosować uroki. Bez zastanowienia zdecydowałabym się na wyczyszczenie moich wspomnień. Pragnę, aby w moim umyśle powstała wielka, czarna dziura, nie ważne za jaką cenę. Tymczasem muszę płacić za swoje czyny za życia, a teraz również za swoje tchórzostwo. Dzięki swoim umiejętnościom, sprawiłam, że Dwójka Wybranych zapomniała, co zrobiłam. Ale jestem świadoma, że nie zlikwiduję tego co nieuniknione, a nie mogę odwlekać tego w nieskończoność.
Moje przestępstwo jest zapisane na kartach historii i nigdy nie zostanie zapomniane. Teraz tylko kwestia czasu, kiedy Oni dojdą do tego i będą wiedzieli co robić. Ah, ile bym dała, żeby popaść w zapomnienie i zaznać spokoju. Mimo tego, że wiem, że to niemożliwe. Nie do spełnienia. Pamiętajcie, że każdy czyn, zwłaszcza ten wypełniony nienawiścią, ma wpływ na przyszłość, bo inaczej będziecie cierpieć jak ja.
-Tak, jasne. Jesteś równie czarujący jak brodawka na nosie Filcha - na to stwierdzenie obydwoje skrzywili się z obrzydzeniem i pogrążyli się w dalszej konwersacji.
****
-Jestem idiotką! - po korytarzu na trzecim piętrze rozniósł się wściekły głos. Rose zmierzała zamaszystym krokiem w stronę Wieży Gryffindoru, trzęsąc się nie wiadomo czy ze złości czy z zimna.
-No z grzeczności nie zaprzeczę - zza zakrętu wyłonił się Hugo, uśmiechając się kpiąco.
-Spadaj młody, na gacie Merlina, albo pożałujesz - warknęła.
-Co ty taka nabuzowana, siostrzyczko? - spytał.
W odpowiedzi otrzymał oburzone fuknięcie, a Ruda odeszła, tupiąc.-Kobiety... - mruknął sam do siebie.
Dziewczyna szła dalej, nie zwracając uwagi na otoczenie. W pewnym momencie poczuła jak coś odbija się od jej klatki piersiowej. Sama straciła równowagę, zataczając się lekko.
-Uważaj jak chodzisz! - usłyszała, kiedy strząsała włosy z twarzy. Rozejrzała się na około, spoglądając z góry na drobną blondynkę.
-Nie chcę cię martwić, ale to ty na mnie wpadłaś - odparła. Schyliła się, by podnieść zeszyt w czarnej oprawie, który musiał wypaść z rąk poszkodowanej. Ledwo musnęła go palcami, poczuła piekący ból, przez co spuściła go na posadzkę z głuchym stukotem. W tym czasie dziewczynka zdążyła się pozbierać i sama sięgnęła po notatnik. Podniosła go bez żadnych oporów. Rose zmarszczyła brwi, a Krukonka, co wywnioskowała po kolorze krawatu, odwróciła się, na pożegnanie obdarzając ją nienawistnym spojrzeniem niebieskich oczu.
-Dzieci... - szepnęła ze zniesmaczoną miną.
Gdy była już prawie przy portrecie Grubej Damy, usłyszała dziwny dźwięk. Podobny do tego, który słyszała pewien czas temu. Grzyb bardzo wolno rozrasta się w ścianach budynków. Kompletnie zapomniała o tym wszystkim i gdyby nie stan Albusa kompletnie by się tym nie przejmowała. Ale miała przeczucie, że ona będzie wyjątkowo w tą sprawę zaangażowana. Tylko kompletnie nie wiedziała jak ruszyć z jej rozwiązaniem. Dziwne wrażenie, że brakuje jej jakiegoś fragmentu wydarzeń z niedawnej przeszłości nie dawało jej spokoju. Mimo to, coś podpowiadało jej, że jedyne co na razie musi zachować cierpliwość i czekać. Ufając swojemu instynktowi, zignorowała szelest, choć serce biło jej szybciej przez całą końcową drogę do dormitorium.
-Hej - przywitała się z Zoey, ściągając z szyi szalik i pocierając nadal czerwone policzki - nie byłaś na zewnątrz?
-Nie, poszliśmy ze Skayem do kuchni po jakieś zioła, bo dostałam okropnego kataru. Ale widziałam, że gadałaś z Higgsem.
-Chyba nie można tego nazwać rozmową. Stchórzyłam kompletnie. - Rose nie czuła się komfortowo, rozmawiając o swoim nagłym braku odwagi, który objawiał się tylko w obecności tego jednego Ślizgona.
-Ty? To się dzieje tylko i wyłącznie w jednym wypadku. Jesteś przynajmniej zauroczona! - Garcia nie umiała powstrzymać uśmiechu. Taka Weasley nie była codziennym zjawiskiem.
-No chyba kpisz - żachnęła się jej przyjaciółka, czując jak nagle zrobiło jej się cieplej.
-Ja tam wiem swoje, a od miłości nie ucieknieeeesz - brunetka zdecydowanie dobrze się bawiła, czego nie można było powiedzieć o jej współrozmówczyni.
-To, że ty jesteś ostatnio jakaś uduchowiona przez Notta, nie znaczy, że wszystkim się to udzieli - burknęła Ruda, kładąc się na łóżko - Z resztą nie mam czasu bawić się w takie rzeczy - stwierdziła, zamykając oczy.
Nie śniło jej się nic, co było dla niej nowością, bo przez ostatni tydzień miewała dziwne sny. Wyginając plecy w łuk i ziewając, spostrzegła, że na zewnątrz już jest ciemno. No tak, uroki zimy. Nie fatygując się, by nawet poprawić ubranie czy włosy, zeszła do Pokoju Wspólnego. Od razu zauważyła grupkę swoich przyjaciół, siedzącą na ich regularnym miejscu przy kominku. Uśmiechnęła się i dołączyła do nich, zajmując fotel obok Felixa. Rozmawiali i śmiali się beztrosko. Mimo zauważalnej nieobecności Ala spędzili bardzo miły wieczór. Śnieżyca szalała za oknem, a płatki śniegu zostawały na szybie, by po chwili stopnieć i ustąpić miejsca kolejnym. Wydawało się, że nic nie może zachwiać spokoju, który dziś zapanował w Gryffindorze. A jednak. Młoda Lily Potter wbiegła do pomieszczenia, zziajana i blada jak ściana.
-Astrid... - wydyszała - Astrid jest w Skrzydle Szpitalnym. Chyba stało się jej to samo co Albusowi...
****
Zapomnienie. W czarodziejskim świecie jednym z trwałych sposobów jest użycie zaklęcia Obliviate. Ile bym dała, żeby na duchach można było stosować uroki. Bez zastanowienia zdecydowałabym się na wyczyszczenie moich wspomnień. Pragnę, aby w moim umyśle powstała wielka, czarna dziura, nie ważne za jaką cenę. Tymczasem muszę płacić za swoje czyny za życia, a teraz również za swoje tchórzostwo. Dzięki swoim umiejętnościom, sprawiłam, że Dwójka Wybranych zapomniała, co zrobiłam. Ale jestem świadoma, że nie zlikwiduję tego co nieuniknione, a nie mogę odwlekać tego w nieskończoność.
Moje przestępstwo jest zapisane na kartach historii i nigdy nie zostanie zapomniane. Teraz tylko kwestia czasu, kiedy Oni dojdą do tego i będą wiedzieli co robić. Ah, ile bym dała, żeby popaść w zapomnienie i zaznać spokoju. Mimo tego, że wiem, że to niemożliwe. Nie do spełnienia. Pamiętajcie, że każdy czyn, zwłaszcza ten wypełniony nienawiścią, ma wpływ na przyszłość, bo inaczej będziecie cierpieć jak ja.
****
W każdym razie chciałabym dodać tu w następnej notce moją pracę, którą oddałam na konkurs w szkole. Polegał on na napisaniu nowego zakończenia do wybranej książki, a ja wybrałam właśnie Harry'ego, prawdopodobnie przez sentyment. Pani bardzo spodobało się to, co napisałam, dlatego myślę, że warto byłoby również zamieścić to tutaj, chociaż jeszcze muszę się zastanowić czy to dobry pomysł. Co myślicie?
Ściskam ciepło! Z.